środa, 21 października 2015

Łubin




Łubin, jest moim ulubionym koniem, miałam wiele koni , które przez jakiś czas były moje ulubione, począwszy od Mitry, czy Bartka, przez Burego,Karino i Czakrama, aż do Łubina. Był też taki czas, że w ogóle nie miałam swojego ulubionego konia. Długo zazdrościłam dziewczynom, że mają swoje ulubione kanie a ja nie... Zastanawiałam się, jak znaleźć swojego jedynego końskiego przyjaciela. Pani Kasia wtedy powiedziała mi, że jeśli chcę znaleźć, to powinnam przestać szukać. Posłuchałam Emotikon smile Przez jakiś czas jeździłam na Czakramie, nadeszła taka pora, że na jeden pokaz jakaś osoba musiała zamienić się koniem. Pan Bartek wtedy zapytał nas czy, któraś z nas się zgłasza. Stwierdziłam, że czemu nie. Przesiadłam się na Łubina, na początku nie za bardzo go lubiłam i niezbyt dobrze mi się z nim współpracowało. Nadszedł wiosenny pokaz, do którego długo się przygotowywałyśmy. W moim ślicznym komplecie pojechałam. Po pokazie stwierdziłam, że naprawdę zżyłam się z tym koniem. Byłam bardzo szcęśliwa i do teraz jestm, że udało mi się znaleźć przyjaciela.

Dobra ale dosyć tego gadania o przeszłości xD

Łubin, jest rasy szlachetnej półkrwi i maści gniadej. Jego bracia to Łazar, Łasy ( Duduś ) i Łotr. Nie można go przywiązywać, podobnie jak wszystkie konie na literę Ł.
Jest on aktualnie moim ulubionym koniem, pojechałam razem z nim dwa pokazy i aktualnie przygotowujemy się do kolejniego. Cały czas jeżdżę tylko na nim Emotikon heart Mam go przydzielonego na szkółce, jeździłam na nim na kantarze i na cordeo oraz jechałam pokaz ogniowy.Ostatnio długi czas nie chodził, bo kulał i coś ogólnie coś mu się stało z nogą Emotikon frown Jak po długiej przerwie miał zaczynać chodzić to przez jakiś czas jeździłam na nim tylko ja Emotikon heart Wtedy był grubszy, bo od długiego siedzenia w boksie przytył i dzięki temu był wygodny na oklep, a akurat był czas, że cały czas jeździliśmy na oklep. Jest naprawdę wspaniałym koniem i bardzo go kocham<3


Wygięcie szyi xD

Nasza pierwsza jazda na oklep <3

Mój piękny 

To zdjęcie zapewne już znacie :)

Pokaz cordeo

Pokaz ogniowy

Taki słodziak <3

Kolejnie zdjęcie ze mną :D

Kocham to zdjęcie <3

Heh a to jeszcze z tego miesiąca :)

Urocze chrapki

sobota, 17 października 2015

Dzień dobry :D

Uwaga, uwaga, POWRACAMY :D

Nie będziemy się tłumaczyć, po prostu nam się nie chciało. I tyle.

Ale już nam się chce, więc możecie liczyć na nieco częstsze posty :) Mamy nadzieję, że tęskniliście :)

Przez wakacje sporo się działo, począwszy od sieroctwa Marcyśki, która władowała się w gips na samym początku wakacji, przez tydzień na Dolnym Śląsku, aż po cudowny rajd w Nawojowej Górze, na którym przeżyłyśmy niezapomniane chwile z końmi (możliwe, że pojawi się o tym post) <3

Teraz znowu szykujemy się do pokazów, mamy nadzieję, że spotkamy się z wami za tydzień na hubertusie w Podskalanach :)

A co do postów, piszcie w komentarzach, o czym chcielibyście przeczytać, bo same opisy jazd to chyba za mało :)

Pozdrawiamy,
Marcyćka & Luśka

niedziela, 3 maja 2015

Ogień

Dzisiaj miałyśmy trening przeniesiony na 18, i pierwszy raz od dłuższego czasu w pełnym składzie :) Wszyscy przyszli.

Kiedy przyjechałam do stajni, była tylko Zuzia. Posiedziałyśmy trochę u Natana, przyniosłyśmy na niego sprzęt. Większość koni była w terenie. Chwilę później przyszła Karolina, z żelkami (przegrała ze mną zakład xD), dalyśmy koniom jabłka i marchewki. Chwilę później przyszła cała reszta.

Osiodłaliśmy konie, kiedy pan Bartek przyjechał okazało się, że będziemy ćwiczyć natural, dlatego musiałyśmy zmienić ogłowia na kantary. Kiedy zeszłyśmy na dół, zaczęliśmy robić friendly game, a chwilę później pan Bartek zapytał, kto chciałby jechać w pokazie z ogniem. Oczywiście się zgłosiłyśmy.

Chodziłyśmy z naszymi końmi dookoła ujeżdżalni, stały tam płonące beczki. Natan i Łubin zupełnie się nie bali! Ja, Lusia, Julka i Joaśka dostałyśmy płonące pochodnie do ręki. Machałyśmy nimi, jednak nasze konie nic sobie z tego nie robiły. Wsiadłyśmy na nie, jeździłyśmy między płonącymi beczkami z tymi pochodniami, a one i tak się nie bały :)

Później jeszcze chwilę normalnie jeździłyśmy.

Ten trening był naprawdę świetny :)




Pomijając to, że skończyłam lekcje o 15.15, a w domu byłam po 18, ze względu na milion dziwnych okolicznośći, czwartek był bardzo udany. Kiedy tylko wróciłam do domu, od razu przebrałam się w rzeczy do jazdy i pojechałam do stajni.

Przywitałam się z Natanem i dziewczynami, po czym poszłyśmy do siodlarni, żeby zabrać sprzęt na konie. Brakowało ogłowia Nata. Szukałam go dość długo, ale nigdzie go nie było, więc stwierdziłam, że po prostu pojeżdżę sobie na kantarze.

Osiodłałyśmy konie i zeszłyśmy z nimi na dół. Dopiero tam się dowiedziałam, że Natan rozerwał swoje ogłowie (Natan... znowu?). Kiedy zaczęliśmy trening pan Bartek zapytał mnie, co ja wyrabiam na tym koniu na kantarze. Wtedy odpowiedziałam, że nie ma problemu i że mogę go zdjąć. Cóż, potraktował to zbyt dosłownie, bo zdjął kantar i zostawił mi jedynie uwiąz.

No i szczerze mówiąc, byłam przekonana, że jest to strasznie trudne. No, łatwo nie było, ale całkiem nieźle mi szło. Nawet pan Bartek powiedział, że jest zaskoczony.

Na galop założyłam już kantar.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tej jazdy :)

sobota, 2 maja 2015

Cudowna jazda na oklep :)


Z piątku na sobotę nocowałam razem z Zuzą i Marcyśką u Karoliny, było naprawdę super :)
W sobotę wszystkie cztery pojechałyśmy do stadniny na jazdę. Postanowiłyśmy jeździć na oklep, na szczęście p. Bartek nie miał nic przeciwko. Bardzo zadowolone zeszłyśmy na ujeżdżalnie. Joaśka pomogła mi wsiąść na konia. Stwierdziłyśmy, że zdejmiemy buty, bo zawsze chciałyśmy tak zrobić :) Pan Bartek nam pozwolił więc wyglądałyśmy dosyć niewtypowo.

Bardzo fajnie się jeździło, mimo to że Łubin jest strasznie chudy i ma wystający kłąb. Mareclina jeździła jak zwykle na Natanie, Zuza na Mitrze, a Karolina na Soray. Najwygodniej miała Marcyśka, ponieważ Natan jest bardzo puszysty i trochę gruby. Jeździłyśmy w kółko kłusem i robiłyśmy wolty, półwolty, obroty na przodzie i wygięcia szyi. Potem rozdzieliłyśmy się na dwa zastępy i starałyśmy się synchronicznie robić różne figury. Po zrobieniu tych wszystkich ćwiczeń, Ja i Marcyska założyłyśmy pudełka i zaczęłyśmy wszystkie galopować w zastępie na ścianie. Niestety słabo nam to szło, ponieważ na oklep trochę trudniej kieruje się koniem. Postanowiłyśmy galopować osobno, najpierw galopowała Karolina, potem Marcelina, następnie Zuza , a na końcu ja. Ponieważ galopowałam dość krotko, bo galop na chudym koniu nie jest zbyt wygodny. Przesiadłam się na Mitrę i chwile galopowałam, ale ona  niestety nie była zbyt zadowolona i spadłam xD heh dawno nie spadałam.
Potem jeszcze chwilę jeździłyśmy kłusem po ścianie i skończyła się jazda. Po zejściu z koni porobiłyśmy im trochę zdjęć :)

Poszłam razem z Zuzą rozsiodłać Łubinka i odprowadziłyśmy go do boksu. Potem odniosłyśmy sprzęt i chwilę przeglądałyśmy  w siodlarni zdjęcia koni. Było naprawdę wspaniale, kocham Łubinka i moje przyjaciółki <3




sobota, 25 kwietnia 2015

Pierwsza naprawdę wiosenna jazda :)

Przyjechałam do stajni razem z moją siostrą, która pierwszy raz miała jazdę w grupie. Niestety Marcyśki nie było i miałyśmy jazdę w trójkę, ja Asia (moja siostra) i Angela. Ja wzięłam Łubina, Angela Czakrama, a Asia Bartka. Poszłam po Łubina razem z Asią, bo Bartek był w terenie i nie musiała go siodłać. Byłam zadowolona, że go widzę bo bardzo się stęskniłam od czawrtku <3
Sprowadziłam go na dół i wyczyściłam. Gdy był już wystarczająco czysty założyłam mu siodło.

Kiedy p. Bartek wrócił z terenu, poszliśmy do namiotu.
 Na początku robiłysmy duzo ćwiczeń typu: półsiad, kłus ćwiczebny, czy stanie w strzemionach.
Pokłusowałysmy jeszcze chwilę robiąc wolty, półwolty, zmiany kierunku itp. 
Wreszcie nadeszła pora na galop, moja siostra jeszcze nigdy nie galopowała, więc wjechała do środka. My jakiś czas galopowałyśmy i ćwiczyłymy przejścia z galopu do stępa, albo do stój oraz zagalopowania ze stępa lub ze stój. Łubin naprawdę świetnie galopował i grzecznie się zachowywał. Po dłuższej chwili p. Brtek kazał nam wjechać do środka, a zestresowanej Asi na ścianę i zagalopować, oczywiście pomógł jej batem i wrzaskami na konia xD Była bardzo zestresowana ale i tak świetnie jej szło. Potem znowu my galopowałyśmy, potem ona i tak chwile na zmianę, gdy już ostatni raz Asia galopowała, Batrek jej strzelił barana i była bliska upadku. Ale na szczęcicie nie spadła tylko dzielnie utrzymała się w siodle. 

Jakiś czas później jeździłyśmy jeszcze chwilę kłusem dookoła i robyłyśmy różniego rodzaju ćwiczenia, a zaraz po tym p.Bartek kazał nam stępowac konie. P. Bartek powiedził, że zaraz wróci i zostawił nas w namiocie same. 
Spokojnie sobie stępowałysmy i rozmawiałysmy na różne tematy, a p.Bartek nie przychodził. 
Nagle Bartek ( koń) zaczął grzebać nogą w piasku i kłaść się wtedy krzyknęłam:
- Uciekaj Asia! Uciekaj!
I wtedy moja siostra szybko odskoczyła, a Bartek zaczął się tarzać. Natychmiast zeskoczyłam z konia i podbiegłam do niego aby wstał, szybko się z tym uporałam i Asia mogła znowu na niego wsiąść.
Zaraz potem przyszła jakaś dziewczyna i powiedziała, że mamy już schodzic i iść na górę.
Asia nie musiała rozsiodływać Bartka bo jechał w teren, jednak ja i Angela nie miałyśmy takiej wygody, mimo to byłam bardzo zadowolona bo zamierzałam go sfotografować. Przed rozsiodłaniem moja siostra zrobiła mu jeszcze zdjęcie :)

Kochany <3















Gdy go rozsiodłałam, wykopystkowałam i odprowadziłam do boksu, bardzo spragniony zaczęł pić.

Zmęczony po jeździe

























No i potem pojechałyśmy do domu. Jestem bardzo zadowolona z tej jazdy, bo świetnie nam szło i oczywiście dumna ze swojej siostry, która zaliczyła pierwszy galop :)

\ Luśka



niedziela, 19 kwietnia 2015

Dwie jazdy pod rząd

Razem z Marcyską u której spałam pojechałysmy do stajni około 9.00 ona chciała jeździć jak zwykle na Natanie a ja stwierdziłam, że dawno nie jeździłam na Karinie, w kuchni spotkałyśmy panią Kasię i bardzo się ucieszyłyśmy ponieważ dawno jej nie było w stadninie. Porozmawiałyśmy z nią jakiś czas i poszłyśmy po konie.Ponieważ Natan nie chodził od pokazu a Karino od czwartku, więc poszłyśmy z nimi na ujeżdżalnie je wylonżować :)

Ponieważ była tylko jedna lonża, najpierw Marcyśka wzięła Natana, a ja w tym czasie stępowałam Karina na uwiązie. Potem go przekłusowałam i jakiś czas później dostałam lonże. Nawet ładnie galopował :)


Nie jestem mistrzem lonży, ale jakoś dałam radę ;) Nie zwracajcie uwagi na mój głos xD

Gdy skończyłyśmy, poszłyśmy je dokładnie wyczyścić i osiodłać. Założyłam Karinowi  mój zielony czapraczek. Zuzia zrobiła mu śliczne zdjęcia :)


Przysypiamy :)

Miałyśmy dwie jazdy, jedną w siodle drugą na oklep. Po tej pierwszej byłyśmy bardzo zmęczone ( konie też), bo dużo galopowałyśmy. Po zdjęciu siodeł weszłysmy na mokre i spocone konie :P
Druga jazda była lepsza, ponieważ skakałyśmy. W galopie Karino i Natan strzelali barany ale i tak było super.

\Luśka 



















Pokaz

Przyjechałyśmy do stadniny już koło dziewiątej. Stwierdziłyśmy, że musimy być wcześniej, bo czyszczenie koni na pewno zajmie nam dużo czasu (pokaz był o 12).

Od razu poszłyśmy do siodlarni, żeby wziąć sprzęt. Cieszyłyśmy się, że założymy koniom nasze cudowne komplety. Szybko wszystko pozbierałyśmy i zniosłyśmy na dół. Wyjęłyśmy "nasze" konie z boksów i zabrałyśmy się do czyszczenia.

Nie byłyśmy ubrane w stroje pokazowe, żeby nie wybrudzić się przy czyszczeniu, a było to prawie pewne, ponieważ konie musiały wyglądać idealnie.

Wydawało nam się, że czyszczenie pójdzie nam szybko, a tak naprawdę to ledwo zdążyłyśmy. Idealnie je wyszczotkowałyśmy, wykopystkowałyśmy i ucześałysmy im grzywy. Natan miał siateczkę a Łubin warkoczyki.
Chciałyśmy zrobić jeszcze coś z ogonem, ale konie mają je jakoś dziwnie przycięte, i nie da się zrobić na nich żadnej klasycznej fryzury (np.kłosa), więc Marcyśka wymyśliła własną, potem większość koni miała taką samą (ciężko to opisać, nie mamy zdjęć, ale kiedyś nagramy wam instrukcję).

Czyszczenie zajęło nam grubo ponad dwie godziny, po czym pobiegłyśmy się przebrać, wzięłyśmy konie i poszłyśmy do namiotu, jeszcze przećwiczyć pokaz. Trochę ludzi weszło już do namiotu, więc pan Bartek ich wyprosił, żebyśmy mogły wszystko na spokojnie przejechać i żeby ludzie zobaczyli dopiero "ostateczną wersję" a nie treningi, bo to byłoby trochę bez sensu.

Przejechałyśmy układ kilka razy, ćwiczyłyśmy dużo galopu, więc konie (i my...) były okropnie mokre. W namiocie było strasznie duszno. Ogólnie to było ciepło i była ładna pogoda.

Po dwunastej zaczął się nasz pokaz.


Jesteśmy z siebie zadowolone.

/Marcyśka & Luśka

piątek, 10 kwietnia 2015

To już tak niedługo



Przyjechałam do stajni z Marcyśką i Oliwą, była już Kasia, Zuza i Karolina :)
Poszłyśmy do kuchni i Karolina poczęstowała nas toffifee ( nie wiem jak to się odmienia). Posiedziałyśmy tam  jakiś czas i poszłyśmy osiodłać konie, a tak właściwie to Natana i Mitre bo Łubin, Czakram i Soraya były już osiodłane. Między czasie przyszła Joaśka i okazało się, że trzeba osiodłać też Burego, więc poszłyśmy po niego. Całkiem szybko się z tym uporałysmy. Następnie przyszła Zuzia i pomogłam jej osiodłać Karino <3
Zeszłyśmy na dół gdzie była już Julka, ponieważ miała jazdę przed treningiem. Pan Bartek kazał nam jeszcze chwilę stępować i troche pokłusować na ujeżdżalni. Chwile później przeszłyśmy do namiotu. Tam p.Bartek i kilku panów zmieniali ściany na nowe i powiększali trochę namiot. Jeździłyśmy jakiś czas w kółko ponieważ konie musiały się oswoić z nowym otoczeniem.Wreszcie p.Bartek pozwolił nam zacząć trenować. Przejechałyśmy kilka razy kadryl lecz ciągle się myliłyśmy :( Niezbyt dobrze nam szło, ponieważ była dosyć nerwowa atmosfera. Łubin niezbyt mnie słuchał, ciągle schodził ze ściany. W końcu nadeszła ta chwila, na która zawsze wszyscy czekają - galop. Przejechałysmy chyba kilka razy tą galopową część przejazdu i zaczęłyśmy stepować. Rozpoczęła się wielka  dyskusja na temat czapraków, która zaraz zamieniła się w kłótnie.... Na szczęście w namiocie była Kasia Jeleń, która nas uratowała pożyczając Oliwi czaprak. Za co bardzo dziękujemy :)
Potem poszłyśmy rozsiodłać konie, na szczęście Natan został na następną jazdę i Marcelina pomogła mi rozsiodłać Łubina i razem go odprowadziłyśmy. Gdy wszystkie konie były już w boksach poszłyśmy do siodlarni odnieśc siodła umyć wędzidła i takie tam, w końcu usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy rozmawiać. Dziewczyny wpadły na "genialny" pomysł aby na pokaz każda z nas pomalowała sobie paznokcie pod kolor czapraka. Mnie osobiście nie spodobał się ten pomysł ale byłam w mniejszości i stwierdziłam, że nie chce być jedyną osobą, która nie będzie miała pomalowanych, więc się zgodziłam. Potem zaczęli przyjeżdżać po nas rodzice i towarzystwo się rozeszło. Marcyśka wracała ze mną. 

Jestem bardzo zestresowana tym, że zostało nam tak mało czasu. Tak naprawdę jutro już  ostatni trening kadrylu i woltyżerki, a w niedziele pokaz. Ale też bardzo się cieszę, ponieważ lubię występować. 
We wtorek kupiłam sobie komplet specjalnie na pokaz :) 




Zielony komplecik :) 
 


poniedziałek, 30 marca 2015

Treningi do pokazu

Jak wiecie (a jeśli nie, to zajrzyjcie TUTAJ), wiosenny pokaz zbliża się wielkimi krokami :) Postanowiłam napisać ten post, aby tak mniej więcej przybliżyć wam, jak wyglądają nasze treningi, co na nich robimy :)

Program na 12 kwietnia przewiduje pokaz woltyżerki, łucznictwa konnego, tresury konnej, dżygitówki oraz kadrylu. Tym razem Podskalany Team przygotowuje nie tylko kadryl, ale i woltyżerkę.

Zwykle ćwiczymy dwa razy w tygodniu (jednak zwykle tuż przed pokazem nieco zwiększa się liczba treningów). We czwartki zajmujemy się tylko i wyłącznie kadrylem, a w niedziele - woltyżerką.


Zacznijmy może od naszych czwartkowych treningów. Podstawą jest punktualność. Pan Bartek, delikatnie mówiąc, nie lubi gdy się spóźniamy. Trening zaczyna się planowo o 19.00, w stajni musimy być najpóźniej o 18.30, żeby wyczyścić i osiodłać konie. Teoretycznie, gdybyśmy osiodłały je wcześniej, mogłybyśmy iść na ujeżdżalnię i już je występować, ewentualnie przekłusować. Ale taka sytuacja nigdy nie miała miejsca i najprawdopodobniej w najbliższej przyszłości się to nie zmieni :)

Kiedy wszystkie już jesteśmy na dole, w namiocie i siedzimy na koniach, zaczynamy od przejechania całego układu w stępie. Wbrew pozorom, zajmuje to dość dużo czasu, więc zazwyczaj wystarczy nam jeden przejazd, żeby rozstępować konie i przy następnym spokojnie możemy kłusować. Wtedy też zazwyczaj Pan Bartek włącza nam muzykę.
Większość naszego treningu zajmuje właśnie ćwiczenie wszystkich elementów w kłusie. Pod koniec ćwiczymy to, co będziemy robić w galopie i wychodzi nam to coraz lepiej :)
Ostatnie minuty, jak na każdej innej jeździe, mijają na stępowaniu koni, czemu zwykle towarzyszą rozmowy.
(Ok, nie oszukujmy się, tak naprawdę gadamy przez cały trening, kiedy wydaje nam się, że p. Bartek nie patrzy...)

Zaraz po naszym czwartkowym treningu są jeszcze jazdy. Osoby, które po nas jeżdżą mają fajnie, bo nie muszą siodłać koni (prawie wszystkie jadą kadryl). Zawsze każda z nas, próbuje przekonać kogoś do swojego konia (żeby nie musieć go rozsiodływać) :)

Z kadrylowych treningów niestety nie mam żadnych nagrań, ale TUTAJ możecie obejrzeć pokazy z dwóch ostatnich lat :)




Niedzielne treningi zaczynają się o 15.00. Ale wystarczy przyjechać jakieś 15 minut wcześniej, bo do przygotowania są tylko dwa konie - Natan i Lotnik.

Wszystko zaczyna się rozgrzewką.

Najpierw kilka okrążeń



Później skoki przez kozła



I kilka innych dziwnych ćwiczeń :)


Zwykle wszystko wygląda tak, że po tej ogólnej rozgrzewce (bieganie i skoki przez kozła) jedna osoba ćwiczy woltyżerkę na Lotku, jedna na Natanie, jedna na dużym Bobie (tak nazywamy naszego kozła...) a reszta robi różne ćwiczenia na kółkach itp.

Woltyżerka



Mam nadzieję, że będziecie na pokazie :)

/Marcyśka

niedziela, 29 marca 2015

Skoki na Natanie

Zawsze chciałam poskakać na Natanie. Jednak wydawało mi się to bardzo mało realne. W końcu to Natan. Jednak z czasem dużo rzeczy się zmieniło.

Najpierw w ogóle nie mogłam na nim jeździć. Kiedy p Bartek się zgodził (po czterech miesiącach mojego jęczenia) byłam przeszczęśliwa! Mimo to, że Natan strasznie się szarpał, miał mnie gdzieś i od czasu do czasu brykał, wiedziałam, że chcę na nim jeździć. Bez względu na wszystko.

Moje pierwsze jazdy na tym koniu nie były zbyt... imponujące? Nie wiem czy to odpowiednie słowo... Wyglądało to mniej więcej tak - jeździłam sobie na nim gdzieś z tyłu zastępu (Natan postanowił,  że w żadnym wypadku nie zamierza być pode mną czołowym), a na galop przesiadałam się na inne konie. No, może raz czy dwa zdarzyło mi się na nim zagalopować.Wtedy mogłam jeździć na nim tylko podczas jazd z panem Bartkiem.

Trwało to jakieś 3 miesiące.

Na początku marca zaczął mi wychodzić galop na nim. No, nie było to mistrzostwo, ale w końcu galopowałam na Natanie. Miesiąc później mogłam brać go też na jazdy z p Kasią. I jakoś mniej więcej wtedy skoczyłam na nim pierwszą przeszkodę.
Z kłusa. Była niewiele wyższa od cavaletki.
Ale to był mój pierwszy skok na Natanie.


Angela zrobiła mi wtedy to zdjęcie. Obstawiam, że widzieliście je już milion razy, moi przyjciele twierdzą, że jest wszędzie ;) No i mogą mieć rację, wrzucałam je wtedy gdzie tylko się dało, tak strasznie się cieszyłam z tego jednego skoku!

Kwiecień był dość... owocnym miesiącem? Pojechałam wtedy na swój pierwszy teren na Natanie. Był beznadziejny, ale następny zdecydowanie nie. Pamiętam, że po tym pierwszym trochę się podłamałam (Natan cały czas się szarpał, przeze mnie wszyscy nie galopowali...), ale na szczęście miałam wokół siebie ludzi, którzy we mnie wierzyli :)

Wiecie, to takie dziwne uczucie. Nieraz jak zamierzam coś zrobić i jestem niezwykle zdeterminowana, to mało kto wierzy, że mi się to uda, większość próbuje trochę ostudzić mój entuzjazm... A jak wszystko jest kompletnie do niczego, to Ci sami ludzie bardzo mnie wspierają i we mnie wierzą :)

Wracając do Natana. Jeśli chodzi o skoki, to przez dłuższy czas zupełnie nic się nie działo. W wakacje zdawałam BOJ, ale trenowałam na Mitrze i Bartku. W grudniu jechaliśmy pokaz mikołajkowy, więc nawet specjalnie nie było czasu o tym myśleć. No może darzyło się kilka małych rzeczy podobnych do tego ze zdjęcia, ale to wszystko z kłusa.

I miesiąc temu - pierwsze skoki na Natku z galopu. Trzy, małe, wysokości calavetki, ale w końcu z galopu :) Skakaliśmy takie małe rzeczy może dwa, lub trzy razy (w drugim tygodniu ferii).

A jak już wiecie (jeśli czytacie naszego bloga na bierząco), tydzień temu były moje urodziny. W końcu poskakaliśmy trochę więcej.

Ale wczoraj... To była chyba jedna z najlepszych jazd w moim życiu! W końcu skoczyłam coś, co można nazwać przeszkodą. Na początku jazdy pan Bartek poustawiał dużo drążków i kopert, które poskakaliśmy z kłusa, potem chwila galopu i podwyższenie przeszkód. Na początku w galopie miałam przejechać drążki i stacjonatę (ok 50 cm), a później kolejną, już bez drążków (ok.60 cm). Później chwila przerwy, wjechałam do środka, żeby odpocząć, w tym czasie galopowały inne osoby, a pan Bartek podwyższył obie stacjonaty (jedną do ok 70 cm, drugą trochę mniej i ustawił przed nią cavaletkę). Natan naprawdę cudownie skacze! Było mi na nim zdecydownie lepiej niż na Bartku. 

Ta jazda była naprawdę genialna! Strasznie się cieszę, że skakałam na Natanie i chciałabym robić to częściej. Po egzaminach gimnazjalnych miałam zacząć przygotowywać się do srebra, więc może...? :)
Mam trochę filmików ze skoków i wczoraj wieczorem postanowiłam je posklejać. Jednak nie mogę się zdecydować, która muzyka pasuje najbardziej. Jak macie czas, to obejżyjcie te filmiki, i napiszcie w komentarzu, która wersja najbardziej wam się podoba :) To tylko 3 minuty ;) Będę wdzięczna :)







sobota, 21 marca 2015

Urodziny i pierwszy dzień wiosny

Dzisiaj były moje urodziny. Nie mogłam się doczekać tego dnia - i słusznie, bo był cudowny, od samego rana :-) Obudziłam się około ósmej, ale zamiast wstać, spędziłam jakąś godzinę słuchając Beatlesów... W końcu się zebrałam, a po chwili przyszła Luśka. Ogarnęłam się do końca i pojechałyśmy do stajni.

Kiedy byłyśmy na miejscu poszłyśmy odnieść rzeczy do kuchni, po czym zajęłyśmy się poszukiwaniem pani Kasi (ma urodziny w tym samym dniu co ja). Niestety okazało się, że dzisiaj w ogóle jej nie ma, Trochę się zmartwiłyśmy. Nie za bardzo wiedziałyśmy co mamy ze sobą zrobić, bo wszyscy byli w terenie. Wpadłyśmy na "genialny" pomysł, aby wyjść im naprzeciw. Poszłyśmy więc w kierunku jaskini, jednak przez dłuższy czas nikt nie nadjeżdżał. Wróciłyśmy do stajni i okazało się, że przyjechali drugą stroną... Przywitałyśmy się z panem Bartkiem, złożył mi życzenia i ustalilismy że o 13 pojedziemy w teren.

Jakiś czas później spotkałyśmy Maję Waleczną, chwilę pogadałyśmy, po czym dostałam od niej i od Luśki prezenty :) Miałyśmy z Lusią jeszcze sporo czasu do naszej jazdy, więc zdecydowałyśmy, że przejdziemy się z Mają na spacer. Była cudowna pogoda, więc naprawdę fajnie się chodziło i gadało. Dawno nie spotykałyśmy się wszystkie we trójkę, a bardzo nam tego brakowało. Miałyśmy mnóstwo tematów do rozmów więc spacer zajął nam sporo czasu.

Kiedy wróciłyśmy do stajni okazało się, że mamy osiodłać jeszcze Bartka i Łubina. Szybko nam to poszło, chociaż Bartek jak zwykle miał jakieś problemy. Szarpał się itp.
Przyniosłyśmy z siodlarni kaski i pudełka. Wszyscy wrócili z terenu. Wzięłam od pana Bartka Natana, Lusia Łasego, no i pojechaliśmy :-)

Teren uważam za bardzo udany, Natan całkiem fajnie się zachowywał. Cieszy mnie to, bo nie byłam na nim w terenie jakieś pół roku, a podczas ostatniego zachowywał się naprawdę okropnie. Nie galopowaliśmy, ale mam nadzieję, że niedługo to nadrobimy ;-)

A na jeździe było już naprawdę cudownie! Dalej jeździłam na Natku, Luśka przesiadła się na Łubina, Zuza tradycyjnie wzięła Mitrę, a Karolina Sorayę. Na początku poprosiłyśmy pana Bartka o skoki no i się zgodził! Skoki na Natanie naprawdę są super :D Kocham tego konia, dzisiaj naprawdę się starał :-) Ta jazda to jedna z moich najlepszych, jeśli nie najlepsza... ;-)

Po jeździe dostałam prezent od Karoliny i Zuzy - Natan w końcu ma czerwone nauszniki! Strasznie się ucieszyłam, bo nigdzie nie mogłam znaleźć takich w odpowiednim rozmiarze - a te pasowały idealnie :)
Powłóczyłyśmy się trochę po stajni, po czym zamówiłysmy pizzę i pojechałyśmy we czwórkę do Karoliny, gdzie zjadłyśmy jeden z lepszych tortów jakie w życiu jadłam :)

To był wspaniały dzień, to niesamowite mieć wokół siebie tyle cudownych przyjaciół!

niedziela, 8 marca 2015

Wczorajsza jazda



Dziś Dzień Kobiet, więc życzę wszystkim koniarom wszystkiego najlepszego :)




Wczoraj przyjechałam do stadniny chwilę przed siodłaniem, Angelika i Marcelina już były. Lonżowały  z Joaśką Gordona. Gdy go wylonżowały, razem poszłyśmy na górę osiodłać konie. Ja osiodłałam Bartka, razem z Joaśką, a dziewczyny Łubina i Natana. Zeszłyśmy na dół. Bartek i Natan zachowywali się dosyć nerwowo. Pan Bartek nam powiedział, że ostatnio zrzucili osoby na jeździe. Więc rozsądnie obie założyłyśmy pudełka. Na początku Bartek coś odwalił i zaczął podskakiwać w miejscu, a Natan bryknął i strzelił barana. Pan Bartek oświadczył, że dzisiaj nie będziemy galopować. Nie miałyśmy nic przeciwko temu, ponieważ i tak nie czułyśmy się pewnie na koniach. Kłusowaliśmy... Bartek próbował trochę galopować, ale poza tym nic złego nie zrobił..... do czasu gdy Natan zaczął wierzgać i brykać, ogólnie koniom coś odwaliło. Wtedy Bartek upatrzył sobie miejsce przy barierce i zaczęł wierzgać i podskakiwać w miejscu. Naszczęście nie spadłam. Ale Angelika i dziewczynka która z nami jeździła tak. Nie spadłyśmy tylko ja i Marcelina, ale nikomu nic się nie stało. Potem jazda toczyła się dalej już bez szaleństw. Po jeździe była druga, na którą został Bartek i Łubin. Pożegnałyśmy się z Angelą i szybko pobiegłysmy rozsiodłać Natana, żeby jak najszybciej pobiec do namiotu na woltyżerkę z Joaśką. Najpierw ćwiczyła Joaśka, potem ja, a na końcu Marcelina, i drugi raz tak samo. Było super :)

Zauważyłam w namiocie nowy sprzęt. Pan Bartek powiedział, że to krążki do ćwiczeń, które będziemy robić na woltyżerce. Pozwolił mi na nich poćwiczyć. Są naprawdę fajne :) Po odniesieniu sprzętu pobiegłyśmy znowu do namiotu, żeby "poćwiczyć" na krążkach. Podczas "ćwiczeń" zauważyłyśmy, że kot wszedł do namiotu, ale bardzo dziwnie szedł, trochę tak jakby kulał. Ja go pilnowałam, a Marcelina pobiegła powiedzieć o tym p.Kasi.Pani Kasia kazał nam go zanieść do Pani Grażyny, dowiedziałyśmy się od niej, że był odrobaczany i strasznie boli go brzuch, więc dlatego ledwo chodzi. Ucieszyłyśmy się, że nie kuleje, ale było nam go żal.

Potem poszłyśmy do kuchni i mój tata po nas przyjechał :)

To nie była zwykła jazda, ale i tak było fajnie :)

A tu zdjęcia z ostatniego dnia warsztatów, tez na Brartku:





Uszy Natana weszły w kadr xD



sobota, 21 lutego 2015

50 faktów o nas

Przepraszamy, za brak codziennych wpisów, tyle się działo, że nie byłyśmy w stanie tego ogarnąć. Może kiedyś to nadrobimy, nie wiemy. Jak na razie - 50 faktów o nas!

1. Znamy się około sześciu lat.

2. Mieszkamy pięć minut drogi (spacerkiem) od siebie

3. Zaczęłyśmy jeździć konno w lipcu 2012, gdy byłyśmy razem na wakacjach nad morzem

4. Kiedy byłyśmy młodsze, przy każdej okazji przerabiałyśmy plakaty znienawidzonych celebrytów 
(Justin Bimber, Łan Pedalszyn).

5. Luśka słucha Florence + The Machine, Katy Perry, Michaela Jacksona(czasem), One Republic(czasem), Imagine Dragons(czasem), Adele

6. Marcyśka słucha AC/DC, Metalliki, Rolling Stoses, Queen, Aerosmith, Ramones, Guns N' Roses, Brian May, Led Zeppelin... Kiedyś była wielką fanką Jacksona, ale tak trochę jej przeszło...

7. Jak sprzątamy, to słuchamy Wham!

8. Jak jest ciepło, to jeździmy do stajni na rowerach, zajmuje nam to około pół godziny, po drodze kupujemy gorące kubki

9. Czasem odrabiamy razem lekcje (zwykle bezowocnie...)

10. Przed wakacjami próbowałyśmy biegać, ale zwykle kończyło się na tym, że przebiegałyśmy jakieś 100 metrów, po czym zatrzymywałyśmy się i gadałyśmy... Na wiosnę, jak będzie ciepło, bierzemy się za to na poważnie.

11. Lubimy jeździć na rowerze.

12. Kochamy kosmetyki z Yves  Rocher <3

13. Luśka jest tolerancyjna muzycznie, Marcyśka jest BARDZO nietolerancyjna muzycznie

14. W weekendy często u siebie nocujemy i oglądamy filmy

15. Obie mamy czerwone czapraki

16. Marcyśka ma na szafie zdjęcia różnych zespołów i za każdym razem kiedy Luśka jest u niej, przepytuje ją z ich znajomości... xD

17. Nienawidzimy piosenki Mahna Mahna, a pan Bartek ciągle ją nuci, gdy jesteśmy w pobliżu :(

18. Poszłyśmy wczoraj spać przed dziesiątą :O (bo Luśka oczywiście spała u Marcyśki)

19. Marcyśka jest przewodniczącą szkółki, a Luśka skarbnikiem. Gdy jednej nie ma, druga pełni obie funkcje. Gdy nie ma obu, jest problem (nieważne, że nigdy się tak nie zdarzyło)

20. Luśka wygrała Hubertusa kłusowego w 2013, a Marcyśka w 2014

21. Mąż Luśki to Roger Taylor, a mąż Marcyśki to Brian May.

22. Zawsze trzeba zjeść.

23. Marcyśka kocha gitarzystów. Luśka nie.

24. Lubimy "Sweet Home Alabama" Lynyrd Skynyrd i w tej chwili tego słuchamy :)

25. Kiedy spotykamy się w autobusie i z niego wysiadamy (na tym samym przystanku), to kończy się to zazwyczaj godzinną rozmową pod kapliczką (?) albo pójściem do domu jednej z nas.

26. W środy zawsze jemy razem obiad u Luśki, który razem przygotowujemy.

27. Marcyśka jest w trzeciej, a Luśka w pierwszej gimnazjum, a i tak dogadujemy się znakomicie i wogóle nie odczuwamy tej różnicy :)

28. Cieszymy się, że ludzie ze stajni czytają tego bloga (Pozdrawiamy!)

29. Jechałyśmy już w dwóch świątecznych pokazach w Podskalanach.

30. Luśka kocha jak na  scianie w pokoju Marcyśki wisi wielki czarny plakat z Michaelem Jacksonem, a Marcyśka kocham, jak u Luśki wisi plakat z gitarami.

31. Kiedyś zrobiłyśmy pizzę od zera.

32. Nie lubimy jeździć konno w zimie, ale to robimy. WINTER SEASON IS ONLY FOR TRUE RIDERS!

33. Lubimy razem jeździć na zakupy.

34. Kiedyś postanowiłyśmy pojechać do galerii Bronowice. Było to w wakacje. Wydawało nam się, że Galeria Bronowice jest gdzieś koło przystanku Bronowice... Więc wsiadłyśmy w autobus, później w tramwaj i wysiadłyśmy na tym właśnie przystanku. Jednak galerii nigdzie nie było... Szukałyśmy jej dość długo. W końcu zadzwoniłyśmy do Mai Walecznej, która uświadomiła nam, że galeria jest koło ikei... Musiałyśmy przejść w upale, bez picia kilka przystanków, bo akurat nie było autobusu. Podróż zamiast 20 minut, zajęła nam ponad 2 godziny... Od teraz zawsze pilnujemy, żeby wysiąść tam, gdzie trzeba.

35. Zawsze, gdy Luśka nocuje u Marcyśki, dostaje różowy ręcznik. Taka wredna Marcyśka xD

36. Nie jesteśmy rasistkami, ani homofobami.

37. Marcyśka ma Nokię, a Luśka XPerię

38. Natan miał kiedyś miał beznadziejne, okropne, złe, straszne, potworne, niewygodne, gówniane, brzydkie, śmierdzące westernowe siodło. Marcyśce do dziś śni się po nocach!

39. Pan Bartek dostał od nas na ostatnie urodziny zeszyt ze swoimi tekstami :) Pozdrawiamy, Panie trenerze :P

40. Musimy mieć film jak galopujemy po pastwiskach na oklep w sukienkach!

41. Musimy wjechać na koniach do wody!!!

42. Dawno nie byłyśmy w terenie :( Pierwszy teren w Podskalanach - Luśka jechała na Burym (Ziemniaczku), a Marcyśka na Mitrze.

43. Jedziemy razem na wakacje! (po raz drugi, tam też są konie)

44. W stajni prawie zawsze jesteśmy razem, rzadko można zobaczyć nas osobno.

45. Jeżeli kiedykolwiek pan Bartek nas rozdzieli, to... pewnie umrze.

46. Lubimy skakać przez przeszkody bez konia i robić z siebie idiotki na milion innych sposobów.

47. Zbieramy mnóstwo różnych małych uroczych rzeczy z hoteli <3

48. Oglądałyśmy już mnóstwo razy "Flicka 3", to chyba nasz ulubiony film o koniach.

49. Chciałybyśmy więcej czasu spędzać w stajni, a ciągle nam go brakuje.

50. LARS NAS POZWIE ZA TEN POST!
(Lars to perkusista Metalliki, wygląda jak pieróg, i jest znany z pozywania wszystkich i wszystkiego do sądu)



/Marcyśka i Luśka

niedziela, 8 lutego 2015

Już niedługo ferie!

Tak! Jeszcze tylko pięć dni szkoły i ferie! Obie nie możemy się ich doczekać, bo mamy bardzo fajne plany, co do pierwszego tygodnia.

Po pierwsze - warsztaty w Podskalanach - przynajmniej osiem godzin w stajni dziennie <3 Z tego co mówi pan Bartek, będziemy mieć bardzo dużo ciężkich treningów... Ale my tam się cieszymy. Będziemy przygotowywać się do pokazu na wiosnę. Oprócz tego mamy jeszcze dodatkowo ćwiczyć woltyżerkę, na to też zejdzie sporo czasu w ciągu dnia... Nie możemy się doczekać! Wiemy, że będzie ciężko, ale damy z siebie 100%

Po drugie - ten tydzień spędzimy z naszymi przyjaciółkami z Podskalany Team - Zuzą i Karoliną. Nie tylko na warsztatach - połowę tygodnia mieszkamy u Karoliny i połowę u mnie. Będzie genialnie!

Będziemy mieć przerwę od szkoły, więc myślę, że posty będą pojawiały się codziennie i będziemy pisać je razem. Chcemy napisać porządną relację z każdego dnia, dodać zdjęcia, może filmy... W każdym razie zrobimy wszystko, żeby te posty były dobrze dopracowane i dobrze się je czytało :)

I tak sobie myślę, że jeśli jest coś co chciałybyście o nas wiedzieć, piszcie w komentarzach, bo zamierzamy zrobić taki wpis, coś w stylu "50 faktów o nas", więc musimy się dowiedzieć, co was interesuje :)

To chyba na tyle :)
/Marcyśka

sobota, 7 lutego 2015

Natan na oklep :)

Luśka niestety siedzi w domu, bo jest chora, więc nie było jej na naszej sobotniej jeździe :(

Przyjechałam do stajni mniej więcej wpół do pierwszej. Poszłam do namiotu, pan Bartek pozwolił mi jeździć na Natanie na oklep :D Strasznie się ucieszyłam i poszłam na górę, była tam już Angela. Więc znowu poszłam na dół, razem z nią, żeby spytać, czy może jeździć na Bartku.

Kiedy wróciłyśmy na górę, ja przywitałam się z Natanem, a Angela poszła po rzeczy na Bartka. Ja zaraz później wzięłam z siodlarni ogłowie, kask i kamizelkę. Przygotowałam Natana w jakieś pięć minut, przy okazji pilnowałam Tajsona, którego ksiądz Adam przywiązał w stajni, żeby wysechł (był strasznie spocony). Kiedy Natek był gotowy, wzięłam go i poszłyśmy z Angelą na dół,

Spotkałyśmy Maję Waleczną, jeździła na Mitrze. Strasznie się ucieszyłyśmy, bo dawno jej tutaj nie było. Jakieś 3 miesiące temu spadła z konia i złamała obojczyk, więc nie mogła jeździć. Chwilę pogadałyśmy, po czym zabrałam się za próby wskoczenia na Natana. Na oklep jest to naprawdę trudne, bo nie ma się na czym podciągnąć. Jednak kilka razy mi się udało :)

Miałyśmy trochę czasu do jazdy, więc ja wskakiwałam na Natana (albo w niego wbiegałam) i sobie gadałyśmy. Po kilku minutach przyszedł pan Bartek z Bartkiem. Angela na niego wsiadła, oprócz niej była jeszcze jedna dziewczynka na Sorai.

Cieszę się strasznie, że jeździłam na nim na oklep. Tak sobie myślę, że on naprawdę się zmienił. Nie mam pojęcia, kiedy ostatnio kogoś zrzucił... Ale wracając do jazdy - nawet w kłusie było całkiem wygodnie, przez chwilę byłam czołową. Na galop postanowiłam wjechać na koniec - wiedziałam, że zagalopowanie na Natku na oklep nie należy do najłatwiejszych. Na początku szło średnio, bo po prostu pędził przed siebie dzikim kłusem (dziki kłus? używam dziwnych sformułowań...), ale udało mi się go w końcu przytrzymać i potem było już naprawdę cudownie. Natan nie należy do najchudszych koni, więc jest bardzo wygodny, a w galopie to już w ogóle jest cudownie... O ile galopuje ;)

Byłam bardzo zadowolona z tego galopu, wyszło naprawdę fajnie. Po jeździe, chciałam jeszcze poćwiczyć to wskakiwanie od tyłu, więc zdjełam pudełko i zeskoczyłam. Na początku zupełnie mi to nie wychodziło, podziwiam cierpliwość Natana... Jednak po 20 minutach większość skoków zaczynała się udawać. Takie wskakiwanie jest dużo bardziej męczące niż jazda, byłam wykończona. 

Po jakichś czterdziestu minutach stwierdziłam, że już wystarczy, bo byłam naprawdę wykończona. Poszłam z Natanem na górę, wyczyściłam kopyta i wpuściłam do boksu, odniosłam rzeczy do siodlarni i poszłam do kuchni. Wzięłam z torby słoiczek z nutellą bez cukru (zrobiłam ją wczoraj), dwie łyżeczki, i poszłam na dół, zanieść ją pani Kasi, żeby spróbowała.

Pan Bartek nie był co do niej specjalnie przekonany, ale kiedy spróbował, stwierdził, że jest całkiem dobra. Pani Kasia powiedziała, że jest dużo lepsza niż normalna nutella :)
Fajnie, że im smakowało, według mnie jest pyszna :)

Później jeszcze nakarmiłam Natka marchewką (zdecydowanie na nią zasłużył) i poszłam zapłacić za karnet. No i padnięta pojechałam do domu.


sobota, 31 stycznia 2015

Sobotnia jazda

Dzisiaj, gdy przyjechałam do stajni Angelika i Marcyśka już były.
Poszłam razem z Angelą zapytać p. Bartka czy możemy jeździć, ona na Łubinie a ja na Karino. Okazało się ,że Karino kuleje :'( Więc musiałam wziąć Łotra, ale bardzo nie chciałam więc wybłagałam p. Bartka żeby zamiast jego jeździć na  Burym. Pobiegłam go osiodłać. Gdy wyprowadziłam go z boksu i zobaczyłam jaki jest spocony, stwierdziłam, że jednak wezmę Łotra (tak wiem jestem leniem). Zeszłam na dół, chwilę powskakiwałyśmy z Joaśką i Marcyśka na Natana i wsiadłam na Łotra. Marcyśka była czołową, robiłyśmy wolty, półwolty i zmiany kierunku przez ujeżdżalnie oraz po przekątnej :)
Niezbyt mi sie jeździło na Łotrze, ponieważ p.Bartek, kazał mi robić takie dziwne coś, żeby koń miał głowę tak jak ma być, i musiała mieć mega krótką wodzę a jednocześnie prawcować dosiadem i mieć jeszcze ręce ugięte w łokciach. Nie ogarniałam tego, mam za krótkie ręce xD W galopie było nawet spoko :)
Potem p. Bartek zaproponował nam, że zostaniemy po jeździe i poćwiczymy woltyżerkę w galopie, kto by nie przyjął takiej propozycji ? :) Niestety Marcyśka nie mogła zostać, więc ćwiczyłam tylko ja i Joaśka. Było super, naprawdę dobrze nam szło (ta skromność xD) W kłusie umiem zrobić flagę, klęk bez trzymanki, klaśnięcie nogami i młynek. W galopie umiem kucnąć, jest to o wiele wygodniejsze w galopie niż w kłusie. Galopowałam też siedząc tyłem, to bardzo fajnie wygląda z tego punktu widzenia.
Jestem bardzo zadowolona, p. Bartek powiedział, że zrobimy pokaz woltyżerski. Później stępowałam Lotka i gdy p. Bartek mnie  zawołał to go odprowadziłam. Następnie poszłam do namiotu i Mitra zrzuciła Zosię. Więc musiałam biec po lód i szmatkę. Gdy biegłam, to noga mnie rozbolała i od tej pory jak chodzę to mnie boli chyba ścięgno, to jest dziwne O_o. Kiedy wróciłam z namiotu odniosłam do siodlarni toczek i pudełko i wprowadziłam Mitrę do boksu. Niestety jej kantar był tak mocno zawiązany, że nie byłam w stanie go rozwiązać, więc idąc do samochodu powiedziałam o tym p.Kasi, która powiedziała, że się tym zajmie.
Ten dzień uznaję za udany :)

/Luśka

piątek, 30 stycznia 2015

Wczorajszy trening

Wczoraj był całkiem spoko trening. Bardzo dobrze nam szło i się na nim dużo nauczyłyśmy.

Gdy przyjechałam do stajni, nikogo jeszcze nie było,  nikogo  poza mną i Joaśką.Potem przyjechała Marcyśka. Nasze powitanie było genialne :) Gdy biegłam do niej aby ja przytulić to się poślizgnęłam na lodzie i wpadłam jej w ramiona, gdyby nie to że biegłam do niej i wpadłam na nią to by nie było za fajnie. Potem poszłyśmy po siodła i inne rzeczy. (Czakram dla odmiany nie był osiodłany). Niosąc ze sobą siodło, kantar, toczek, pudełko, ogłowie i czaprak, znowu się poślizgnęłam i to wszystko na mnie spadło xD Na szczęście Zuza do mnie przybiegła, pomogła mi wstać i wzięła kilka rzeczy. Gdy go wyczyściłam, zaczęłam zakładać siodło jednocześnie rozmawiając z Julką. Kiedy wszystkie osiodłałyśmy  swoje konie poszłyśmy do namiotu. Tam czekał na nas p. Bartek robiący pocztę węgierską na Mitrze i Karino. Na Łotra, który był już osiodłany, po jeździe która była przed treningiem wsiadła Julka, na Łubina Joaśka, na Natana Marcelina, a Zuza która zazwyczaj jeździ na Mitrze na Czakrama, bo ja miłam zaraz robić pocztę węgierską. Przede mną była Zuzia (Zuza i Zuzia to zupełnie inne osoby, zapamiętajcie). Gdy wsiadłam, na oba konie, znaczy no jedną noga na Karino, druga na Mitrę to chwile stępowałam. Potem ruszyłam kłusem,  było super, czułam się tak ekstremalnie, wiedziałam że chwila nieuwagi i wpadnę między nie. ( jaki opis wewnętrznych przeżyć normalnie jakbym co najmniej skakała ze spadochronu) No i ta chwila nieuwagi nadeszła.... Po prostu za bardzo odchyliłam się do tyłu i wpadłam między konie, ale to było dziwne, bo nie spadłam tylko one jechały a ja z głową na wysokości mniej więcej ich zadów trzymałam się na samych nogach. Gdy p.Bartkowi udało się je zatrzymać ( nie trwało to długo) podciągnęłam się i znowu chwile jeździłam na stojąco. Było super! 
Następnie wsiadłam na Czakrama, Zuza wtedy wsiadła na Łubina, a Joaśka robiła pocztę. Gdy skończyła wszystkie wsiadłyśmy na swoje konie i zaczęłyśmy ćwiczyć wolty, półwolty i zmiany kierunku po przekątnej, wszystko w dwóch zastępach (jeden prowadziłam ja a drugi Joaśka). Najpierw robiliśmy to w kłusie, a potem zaczęłyśmy galopować. Super nam szło!
Pod koniec jazdy p. Bartek poszedł zrobić sobie herbatę i wychodząc powiedział, że możemy robić co chcemy xD wzięłyśmy to sobie do serca <3 Najpierw robiłyśmy woltyżerkę, potem wskakiwałyśmy na Natana od tyłu a na końcu stanęłam na Czakramie i szłam kilka sekund w stepie. To był super trening! A pod koniec treningu p. Bartek nam obiecał niespodziankę na niedzielę, po pierwsze, że zrobi nam ciasto a po drugie przyniesie tableta i zrobimy dużooooo... filmików :) Więc następny wpis będzie zapewne bardzo ciekawy ;) 

A to stare zjęcie, które znalazłam :
Ja i Karino <3

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Mitra

Kolejny post z cyklu "konie w Podskalanach":)

Mitra jest konikiem Polskim, mieszka w boksie razem z Natanem i Miłą.
Pamiętam, że kiedyś dość dużo na niej jeździłam, nawet przez pewien czas była moim ulubionym koniem. Jeszcze zanim zaczęłam jeździć na Natku. Zaliczyłam na niej swój pierwszy teren w Podskalanach i pierwszy cwał :)
Jest naprawdę świetna, ma cudowny galop i cudownie skacze. Przygotowywałam się na niej do egzaminu BOJ, uczyłam się na niej skakać. Była niesamowicie cierpliwa i współpracująca. W sumie to miałam szczęście, że skakałam akurat na niej. Miałam to robić na Bartku, ale się zapoprężył, więc większość treningów miałam na Mitrze i bardzo się z tego cieszę :)

Na Mitrze jeździ głównie Zuza, moja przyjaciółka. Tworzą taką podobną parę jak ja i Natan :) Wiecie, jak ja ciągle gadam i piszę o Natanie, to ona ma podobnie z Mitrą :) Zawsze ma ją na jazdach, zawodach i jechała na niej na pokazie (ze mną i Natkiem w parze).

Zawody (jakiś rok temu), które dziewczyny wygrały :)

Z Mitry spadłam chyba tylko raz i był to dość... dziwny upadek. Mniej więcej na początku jazdy robiliśmy różne dziwne ćwiczenia rozciągające (jakieś rybki, syrenki, czy jak to się tam nazywa i różne inne dziwactwa). No i jedno z nich polegało na oparciu nóg na zadzie. No i najwyraźniej Mitrze się to nie spodobało, bo wierzgnęła, a ja byłam poza siodłem i nie dałam rady się utrzymać xD


Tutaj mój skok, przez BARDZO WYSOKĄ I NIEBEZPIECZNĄ PRZESZKODĘ na Mitrze :)


No i kilka zdjęć:



UNI Mitra :)


Strony związane z Mitrą:
Mitra - facebook
Mitra ART - facebook

Zapraszam do lajkowania, naprawdę warto :)


/Marcyśka

piątek, 23 stycznia 2015

Czwartkowy trening

Wczoraj był całkiem ogarnięty trening. Tylko na początku odwaliłam kilka dziwnych akcji. No, może zacznijmy od początku :)

Przyjechałyśmy z Luśką do stajni i miałyśmy dość mało czasu. Szybko przywitałam się z wszystkimi, między innymi z Kasią. Zaczęłyśmy siodłać konie. Kiedy kończyłam zakładać ogłowie Natanowi przyszła Joaśka i zapytała mnie czy Kasia będzie. Trochę się zdziwiłam, no bo przecież już się z nią witałam... Powiedziałam, że tak, więc dziewczyny poszły osiodłać dla niej Łotra. 
Zeszłyśmy z wszystkimi końmi do namiotu, ale Kasi nie było. No i okazało się, że jestem jedyną osobą, która twierdzi, że ją widziała...
Pan Bartek kazał mi iść rozsiodłać Łotra. No więc poszłam na górę. Ale... nie wzięłam Łotra. Zaczęłam się po niego wracać, na szczęście Zuzia już wyszła z nim z namiotu. Poszłyśmy na górę, w międzyczasie zadzwoniłam do Kasi, żeby spytać czemu jej nie ma. Okazało się, że ma szlaban ii pisała mi, że jej nie będzie. A ja byłam przekonana, że napisała do mnie, że będzie.
Kiedy wróciłyśmy na ujeżdżalnię od razu podeszłam do Natana. Cały czas stał sobie w miejscu i na mnie czekał, kochany :) Chciałam podpiąć mu popręg i wtedy zauważyłam, że całkowicie źle pozapinałam te wszystkie paski...

W końcu jakoś się ogarnęłam i na niego wsiadłam, w międzyczasie podpięłam jeszcze podgardle Sorai, bo Karolina o tym zapomniała, a siedziała już na koniu :)

Najpierw część z nas stępowała, jedna robiła pocztę węgierską i jedna zdjęcia/filmy. No i tak się zamieniałyśmy. Potem trochę kłusowałyśmy, w końcu wszyscy powsiadali i zabraliśmy się za kadryla. Ćwiczyliśmy głównie półwolty z krzyżowaniem się i zmiany kierunku po przekątnej. Bardzo dużo galopowaliśmy. No i Natan naprawdę mnie zaskoczył, bo był naprawdę niesamowicie grzeczny. Starał się, nie przechodził do kłusa, nie skracał narożników (no chyba, że ja to robiłam, żeby wyrównać odstępy) no i ogólnie to był cudowny <3

Później jeszcze Luśka i Joaśka robiły na nim dziwne rzeczy, a na koniec jeszcze biegałyśmy po zadach <3

Tutaj film:


Miłego weekendu! :D

sobota, 17 stycznia 2015

Sobota :)

Dzisiaj w końcu sobota, można trochę odpocząć. Byłam w stajni już około 12, bo umówiłyśmy się z Angelą, żeby jeszcze trochę pogadać, jak zawsze :)
Kiedy tak spacerowałyśmy i omawiałyśmy miniony tydzień, natknęłyśmy się na pana Bartka, więc od razu zapytałyśmy go, czy możemy jeździć na Natanie i Łubinie. Zgodził się, więc zadowolone poszłyśmy do siodlarni.

Wzięłyśmy cały sprzęt na konie i zadowolone zaniosłyśmy go na dół. Miałyśmy w planach zrobienie całej sesji zdjęciowej.
Postanowiłyśmy zacząć od Natana. Założyłam mu czerwony kantar i wyprowadziłam z boksu. Był dość czysty, ale czyczesałam mu jeszcze siano z grzywy, żeby dobrze wyglądał na zdjęciach :) Kiedy wychodziłam z nim ze stajni, akurat przyszła Luśka, więc przytuliłyśmy się i chwilę pogadałyśmy. W końcu wyszłyśmy z Angelą na zewnątrz, jakoś ustawiłyśmy Natka i zaczęłyśmy robić zdjęcia :)

Hello, I love you :)
Przytulamy <3




Nie ogarniam tego zdjęcia...

To moje ulubione! Takie... prawdziwe!




Samochód bardzo interesujący
Pozujemy



Próba zjedzenia uwiązu. Nie pierwsza...
Później Angela przyprowadziła Łubina. Pomagałam jej go czyścić, bo z Natanem bardzo szybko mi poszło, a miałyśmy jeszcze sporo czasu. Nie zakładałam jeszcze żółtemu ogłowia, bo do jazdy zostało jeszcze pół godziny. Zrobiłam około miliona zdjęć Angeli z Łubinem, a potem Asia (siostra Luśki) zrobiła nam kilka wspólnych. 
Założyłam już Natanowi ogłowie, Asia z nim została, a ja i Luśka poszłyśmy na chwilę do kuchni. I dosłownie w momencie kiedy wróciłyśmy do stajni z Natana spadł kawałek ogłowia (?) nie ogarniam jak on to zrobił, ale aktualnie jego ogłowie jest w dwóch częściach. Pan Bartek kazał mi jeździć w ogłowiu Tajsona. No, spoko. Jeżdżę już w jego siodle, teraz jeszcze w ogłowiu. Co będzie następne? Tajson zamiast Natana?

W końcu poszłyśmy z końmi do namiotu. Lusia wzięła sobie Karino, który wrócił z terenu. Jeździła z nami też jedna dziewczyna na Czakramie. Na jeździe było całkiem ok, ale trochę dziwnie mi się jeździło z innym wędzidłem i galop prawie kompletnie nam nie wyszedł. Pogalopowałam może przez jedno okrężenie. Jak do jutra nikt nic nie wymyśli z tym ogłowiem, to chyba będę jeździć na kantarze...No zobaczymy.

Ogólnie to jestem całkiem zadowolona z dzisiejszego dnia. Było naprawdę ciepło, świeciło słońce, po prostu wiosna! Jak dla mnie mogłoby tak już zostać, ale znając życie, pogoda pewnie za chwilę się zepsuje. No, trudno.

/Marcyśka

piątek, 16 stycznia 2015

Kilka końskich zdjęć :)

Witajcie!
Nareszcie udało mi się zgrać zdjęcia z telefonu na komputer, okazało się że na moim nie działa więc spróbowałam na innym no i mam :)
Kilka zdjęć sprzed około roku :
Biedna Chatka swiętej pamięci 

Moja postawa..... nie ważne ja na zdjęciach
zawsze mam dziwną zresztąto było około rok temu


Adrianek zakrył mnie, bo chciał pokazać jaki to on jest piękny :)
Super (imię konia)
Adrianek <3 
Czakram <3
Łotr :)

Jeszcze z rajdu


No i nasz słynny Natan