Zawsze chciałam poskakać na Natanie. Jednak wydawało mi się to bardzo mało realne. W końcu to Natan. Jednak z czasem dużo rzeczy się zmieniło.
Najpierw w ogóle nie mogłam na nim jeździć. Kiedy p Bartek się zgodził (po czterech miesiącach mojego jęczenia) byłam przeszczęśliwa! Mimo to, że Natan strasznie się szarpał, miał mnie gdzieś i od czasu do czasu brykał, wiedziałam, że chcę na nim jeździć. Bez względu na wszystko.
Moje pierwsze jazdy na tym koniu nie były zbyt... imponujące? Nie wiem czy to odpowiednie słowo... Wyglądało to mniej więcej tak - jeździłam sobie na nim gdzieś z tyłu zastępu (Natan postanowił, że w żadnym wypadku nie zamierza być pode mną czołowym), a na galop przesiadałam się na inne konie. No, może raz czy dwa zdarzyło mi się na nim zagalopować.Wtedy mogłam jeździć na nim tylko podczas jazd z panem Bartkiem.
Trwało to jakieś 3 miesiące.
Na początku marca zaczął mi wychodzić galop na nim. No, nie było to mistrzostwo, ale w końcu galopowałam na Natanie. Miesiąc później mogłam brać go też na jazdy z p Kasią. I jakoś mniej więcej wtedy skoczyłam na nim pierwszą przeszkodę.
Z kłusa. Była niewiele wyższa od cavaletki.
Ale to był mój pierwszy skok na Natanie.
Angela zrobiła mi wtedy to zdjęcie. Obstawiam, że widzieliście je już milion razy, moi przyjciele twierdzą, że jest wszędzie ;) No i mogą mieć rację, wrzucałam je wtedy gdzie tylko się dało, tak strasznie się cieszyłam z tego jednego skoku!
Kwiecień był dość... owocnym miesiącem? Pojechałam wtedy na swój pierwszy teren na Natanie. Był beznadziejny, ale następny zdecydowanie nie. Pamiętam, że po tym pierwszym trochę się podłamałam (Natan cały czas się szarpał, przeze mnie wszyscy nie galopowali...), ale na szczęście miałam wokół siebie ludzi, którzy we mnie wierzyli :)
Wiecie, to takie dziwne uczucie. Nieraz jak zamierzam coś zrobić i jestem niezwykle zdeterminowana, to mało kto wierzy, że mi się to uda, większość próbuje trochę ostudzić mój entuzjazm... A jak wszystko jest kompletnie do niczego, to Ci sami ludzie bardzo mnie wspierają i we mnie wierzą :)
Wracając do Natana. Jeśli chodzi o skoki, to przez dłuższy czas zupełnie nic się nie działo. W wakacje zdawałam BOJ, ale trenowałam na Mitrze i Bartku. W grudniu jechaliśmy pokaz mikołajkowy, więc nawet specjalnie nie było czasu o tym myśleć. No może darzyło się kilka małych rzeczy podobnych do tego ze zdjęcia, ale to wszystko z kłusa.
I miesiąc temu - pierwsze skoki na Natku z galopu. Trzy, małe, wysokości calavetki, ale w końcu z galopu :) Skakaliśmy takie małe rzeczy może dwa, lub trzy razy (w drugim tygodniu ferii).
A jak już wiecie (jeśli czytacie naszego bloga na bierząco), tydzień temu były moje urodziny. W końcu poskakaliśmy trochę więcej.
Ale wczoraj... To była chyba jedna z najlepszych jazd w moim życiu! W końcu skoczyłam coś, co można nazwać przeszkodą. Na początku jazdy pan Bartek poustawiał dużo drążków i kopert, które poskakaliśmy z kłusa, potem chwila galopu i podwyższenie przeszkód. Na początku w galopie miałam przejechać drążki i stacjonatę (ok 50 cm), a później kolejną, już bez drążków (ok.60 cm). Później chwila przerwy, wjechałam do środka, żeby odpocząć, w tym czasie galopowały inne osoby, a pan Bartek podwyższył obie stacjonaty (jedną do ok 70 cm, drugą trochę mniej i ustawił przed nią cavaletkę). Natan naprawdę cudownie skacze! Było mi na nim zdecydownie lepiej niż na Bartku.
Ta jazda była naprawdę genialna! Strasznie się cieszę, że skakałam na Natanie i chciałabym robić to częściej. Po egzaminach gimnazjalnych miałam zacząć przygotowywać się do srebra, więc może...? :)
Mam trochę filmików ze skoków i wczoraj wieczorem postanowiłam je posklejać. Jednak nie mogę się zdecydować, która muzyka pasuje najbardziej. Jak macie czas, to obejżyjcie te filmiki, i napiszcie w komentarzu, która wersja najbardziej wam się podoba :) To tylko 3 minuty ;) Będę wdzięczna :)
Ten co mówiłam w stajni i kropka.................
OdpowiedzUsuń4:)
OdpowiedzUsuńMaja