niedziela, 8 marca 2015

Wczorajsza jazda



Dziś Dzień Kobiet, więc życzę wszystkim koniarom wszystkiego najlepszego :)




Wczoraj przyjechałam do stadniny chwilę przed siodłaniem, Angelika i Marcelina już były. Lonżowały  z Joaśką Gordona. Gdy go wylonżowały, razem poszłyśmy na górę osiodłać konie. Ja osiodłałam Bartka, razem z Joaśką, a dziewczyny Łubina i Natana. Zeszłyśmy na dół. Bartek i Natan zachowywali się dosyć nerwowo. Pan Bartek nam powiedział, że ostatnio zrzucili osoby na jeździe. Więc rozsądnie obie założyłyśmy pudełka. Na początku Bartek coś odwalił i zaczął podskakiwać w miejscu, a Natan bryknął i strzelił barana. Pan Bartek oświadczył, że dzisiaj nie będziemy galopować. Nie miałyśmy nic przeciwko temu, ponieważ i tak nie czułyśmy się pewnie na koniach. Kłusowaliśmy... Bartek próbował trochę galopować, ale poza tym nic złego nie zrobił..... do czasu gdy Natan zaczął wierzgać i brykać, ogólnie koniom coś odwaliło. Wtedy Bartek upatrzył sobie miejsce przy barierce i zaczęł wierzgać i podskakiwać w miejscu. Naszczęście nie spadłam. Ale Angelika i dziewczynka która z nami jeździła tak. Nie spadłyśmy tylko ja i Marcelina, ale nikomu nic się nie stało. Potem jazda toczyła się dalej już bez szaleństw. Po jeździe była druga, na którą został Bartek i Łubin. Pożegnałyśmy się z Angelą i szybko pobiegłysmy rozsiodłać Natana, żeby jak najszybciej pobiec do namiotu na woltyżerkę z Joaśką. Najpierw ćwiczyła Joaśka, potem ja, a na końcu Marcelina, i drugi raz tak samo. Było super :)

Zauważyłam w namiocie nowy sprzęt. Pan Bartek powiedział, że to krążki do ćwiczeń, które będziemy robić na woltyżerce. Pozwolił mi na nich poćwiczyć. Są naprawdę fajne :) Po odniesieniu sprzętu pobiegłyśmy znowu do namiotu, żeby "poćwiczyć" na krążkach. Podczas "ćwiczeń" zauważyłyśmy, że kot wszedł do namiotu, ale bardzo dziwnie szedł, trochę tak jakby kulał. Ja go pilnowałam, a Marcelina pobiegła powiedzieć o tym p.Kasi.Pani Kasia kazał nam go zanieść do Pani Grażyny, dowiedziałyśmy się od niej, że był odrobaczany i strasznie boli go brzuch, więc dlatego ledwo chodzi. Ucieszyłyśmy się, że nie kuleje, ale było nam go żal.

Potem poszłyśmy do kuchni i mój tata po nas przyjechał :)

To nie była zwykła jazda, ale i tak było fajnie :)

A tu zdjęcia z ostatniego dnia warsztatów, tez na Brartku:





Uszy Natana weszły w kadr xD



4 komentarze: