czwartek, 1 maja 2014

Nieplanowany dzień w stadninie

Dzisiaj znowu spędziłyśmy mnóstwo czasu w stajni. Właściwie, to miałyśmy przyjechać tylko na chwilę, bo mama Lusi miała jazdę. Ale tak się jakoś złożyło, że zostałyśmy do osiemnastej :)

Jak tylko przyjechałyśmy, to zaczęłyśmy czyścić Burego i go siodłać. Zaraz potem miałyśmy siodłać Mitrę, Miłą i Sorayę. Ale pomagały nam Julka i Blanka, czyli były cztery osoby do czterech koni, które nie sprawiają większych problemów przy czyszczeniu. Więc ja zabrałam się za Natana. Wyprowadziłam go z boksu, wyczyściłam, wyczesałam i poszłam spytać pana Bartka, czy mogę wziąść Natka na spacer. Zgodził się. Pobiegłam po Natana, odwiązałam go i ruszyliśmy w kierunku pastwisk. Był bardzo grzeczny, jak nie Natan :)

Kiedy wróciliśmy, okazało się, że możemy umyć Chatkę. Ucieszyłyśmy się, bo już kiedyś planowałyśmy to zrobić, ale było za zimno. Sprowadziłyśmy ją z pastwiska, udało nam się przetrwać ataki Łasego. Zawsze wariuje (i to dosłownie), kiedy Chatka gdzieś idzie. To pewnie dlatego, że jak miał jeden dzień, to stracił matkę, a Chatka go "adoptowała".

Chatka

Nie sądziłam, że to możliwe, ale myłyśmy Chatkę przez ponad dwie godziny. W pięć osób! Była strasznie brudna. Teraz wygląda o wiele lepiej. Ale kiedy tylko będziemy mieć okazję, to będziemy ją czyścić. Jest trochę zaniedbana, bo nikt już na niej nie jeździ. W innej stadninie pewnie już dawno oddaliby ją do rzeźni...

Kiedy była już umyta, wypuściłyśmy ją na pastwisko, a ona zaczęła... galopować i strzelać barany! Chyba była naprawdę szczęśliwa :) Nigdy nie widziałam, żeby miała w sobie tyle życia!

Umyłyśmy też Tajsona, ale zajęło nam to znacznie mniej czasu. 




Po myciu koni zjadłyśmy pizzę, którą zamówiła dla nas mama Luśki, jak wyjeżdżała ze stadniny. Kiedy spokojnie sobie jadłyśmy i nikomy nie robilyśmy krzywdy, pan Bartek wpadł na cudowny pomysł oblania nas wodą z węża -.- Jednak postanowiłyśmy się zemścić. Pobiegłyśmy do stajni, wzięłam wiadro, Luśka i Julka nalały do niego wody. Kiedy było pełne, wyszłam ze stajni i schowałam się za Gordonem. Kiedy pan Bartek przechodził obok, wszystko na niego wylałam. I pojechał taki mokry w teren :3

Potem wyprowadziłyśmy jeszcze Natana na pastwisko i po jakimś czasie sprowadziłyśmy go. Ja jego, a Lusia Chatkę.

No i wróciłyśmy do domu. Miałam ambitne plany, aby się czegoś pouczyć, jednak ich nie zrealizowałam, tylko zaczęłam słuchać muzyki. No, niestety dzisiaj Michael Jackson wygrał z geografią...

4 komentarze: