niedziela, 25 maja 2014

Burzowa sobota

Wczoraj z Luśką miałyśmy przyjść właściwie tylko na jazdę i od razu po niej wrócić do domu. Jednak jak się pewnie domyślacie, wcale się tak nie stało :)

Przyjechałyśmy około pół godziny wcześniej, żeby osiodłać konie. Ale okazało się, że Natan i Bury są w terenie i wrócą na naszą jazdę. Więc nie musiałyśmy siodłać.

Poszłyśmy do nowych wałachów, Karina i Pioniera. Jeszcze nie możemy na nich jeździć. Ale może za jakiś miesiąc...?
Zdjęcie z poniedziałku :)

Pionier wczoraj :D
Później ja tańczyłam moonwalka w stajni, a Lusia to nagrywała... :)

Piętnaście minut przed naszą jazdą przyszła Amelka z Mają (nie tą naszą) i zaczęłyśmy siodłać Mitrę. Całkiem sprawnie nam to poszło. Wyszłyśmy z Lusią ze stajni, żeby zobaczyć czy nie wróciły jeszcze konie z terenu. Zobaczyłyśmy, że już podjeżdżają. Zauważyłyśmy, że pan Bartek zamiast siedzieć na Natanie idzie obok niego. Szybko do nich podbiegłam, bo myślałam, że Natanowi coś się stało. Ale wszystko było ok, po prostu panu Bartkowi już się nie chciało na nim jechać.

Wzięłyśmy konie i poszłyśmy na ujeżdżalnię. Natan był bardzo grzeczny :) Nie robił żadnych złych rzeczy, nawet jakoś specjalnie nie machał głową. W galopie też był świetny i całkiem szybki, jechaliśmy za Burym, ale Natek nie zwiększał początkowego odstępu.

Po jeździe wypuściłyśmy konie na pastwisko. Zabrałyśmy siodła i poszłyśmy z nimi do siodlarni. Wtedy zerwał się straszny wiatr. Kiedy wyszłyśmy z siodlarni na ziemi było pełno czapraków, które się suszyły. Szybko je pozbierałyśmy i pozanosiłyśmy do siodlarni, żeby nie odleciały gdzieś dalej. No i chciałyśmy pójść do kuchni. W powietrzu latało pełno piasku, który wpadał nam do oczu. Kiedy weszłyśmy do kuchni szybko się napiłyśmy i pobiegłyśmy na dół, korzystając z tego, że piasek chwilowo przestał fruwać. Była tam pani Kasia. Powiedziała nam, żebyśmy sprowadziły konie z pastwiska.

Zbliżała się burza. Popędziłyśmy do góry. Ja pobiegłam do stajni po kantary i uwiązy, a Lusia miała się jeszcze o coś zapytać pani Kasi. Wybiegłam ze stajni, wpadając na Luśkę. Dałam jej jeden z kantarów i uwiąz i pognałyśmy na pastwisko. Musiałyśmy zdążyć przed burzą. Na pastwisku były cztery konie. Ja postanowiłam najpierw wziąć Natana, a Lusia Burego. Szybko do nich podeszłyśmy. Nie próbowali uciekać. Jednak okazało się, że Lusia ma za mały kantar na Burego. Mój też byłby na niego za mały.

Powiedziałam jej, żeby założyła mu uwiąz na szyję i zawołałam do Kuby przechodzącego obok pastwiska, żeby przyniósł nam szybko jak największy kantar. Szybko to zrobił. Biegłyśmy z końmi w kierunku bramki, Natan za mną kłusował mimo to, że odpiął mu się uwiąz (ah te bezpieczne uwiązy...) i praktycznie go nie trzymałam. Wyszłyśmy z pastwiska. Ja odprowadziłam Natka do boksu, Lusia oddała Burego Kubie, żeby zrobił to za nią.

Po chwili już szła z Łasym, ja wtedy biegłam po Bartka. On też nie próbował uciekać, więc wszystko poszło bardzo sprawnie. Odstawiłam go do boksu.

Pozbieraliśmy szczotki, kantary i uwiązy i zanieśliśmy do stajni. Z Lusią byłyśmy bardzo zdziwione, że bez problemu sprowadziłyśmy 4 konie w niecałe 5 minut, albo i mniej. Normalnie, kłóciłybyśmy się, która przynosi kantar, która bierze którego konia, kto odprowadza konie do boksu. Pobiłybyśmy się o kantary... Ale było zupełnie inaczej. Nie wyznaczałyśmy sobie zadań. Ja przyniosłam kantary, wzięłyśmy pierwsze lepsze, wzięłyśmy najpierw nasze ulubione konie, później te, które były najbliżej...

Wygląda na to, że potrafimy działać pod presją czasu.

A najlepsze było to, że burza przeszła bokiem :D

sobota, 10 maja 2014

Teren na Natanie!

Dzisiaj pierwszy raz w życiu byłam w terenie na Natanie! I żyję :) Poszło mi beznadziejnie, bo Natan okropnie się szarpał. I przeze mnie nie galopowaliśmy...
Jednak jestem bardzo zadowolona, że pojechałam na nim w teren. Myślę, że następnym razem pójdzie mi lepiej.
Ale jak napisała mi Maja, najważniejsze, że przeżyłam :) I tego będę się trzymać ;)

piątek, 9 maja 2014

Drugi blog

Możliwe, że niektórzy z was wiedzą, że prowadzę dwa blogi. Tutaj podaję wam link do tego drugiego. Nie tylko konie :)

wtorek, 6 maja 2014

poniedziałek, 5 maja 2014

Szkółka - 6 maja

Dzisiaj (a właściwie to wczoraj, bo jest już po północy :P) Znowu była szkółka. Było super, doszło jeszcze kilka osób. A Luśka, jak już wcześniej pisała, musiała przekonać pana Bartka, aby dostać innego konia niż Soraya.

Postanowiłyśmy wszystkie (ja, Maja i Angelika) z nią iść i w razie czego pomóc. Dowiedziałam się, że jestem dobra w męczeniu ludzi (dzięki Luśka -.-), więc może uda mi się go przekonać, jak nie będzie się chciał zgodzić. Wyszłyśmy ze stajni, i poszłyśmy wszystkie w kierunku ujeżdżalni.

Byłyśmy gotowe na wszystko. Doszłyśmy do ujeżdżalni. Stał tam pan Bartek. A wtedy Lusia, która była niezwykle zdeterminowana, która była gotowa na wszystko, która wierzyła, że istnieje jakiś sposób, aby przekonać pana Bartka do zmiany konia, zrobiła krok w jego stronę. Spojrzał na nią. Podeszła bliżej. Zmierzył ją wzrokiem. Wtedy ona wiedziała, że już się nie wycofa. Nie było żadnej drogi odwrotu. Wzięła głęboki oddech, po czym z nadzieją w głosie zadała pytanie dotyczące zmiany konia. Wtedy wszyscy zamarli i spojrzeli na pana Bartka. Zapanowała przerażająca cisza. Było słychać jedynie stukot końskich kopyt na ujeżdżalni. Czekałyśmy w napięciu na jego odpowiedź. W każdej chwili byłyśmy gotowe do podjęcia dyskusji, do przedstawienia mu miliona argumentów. Byłyśmy gotowe do walki, aby tylko Lusia mogła dostać innego konia niż Soraya. Patrzyłyśmy na niego, oczekując odpowiedzi.
-Tak. - powiedział pan Bartek.

Jestem bardzo dumna z mojego bezsensownego opisu, więc proszę bez hejtów :)

Sama nie wiem czy to dla mnie ....

Zastanowiłam się nad postem, który dodała Marcyśka (tego który dotyczył przyszłości związanej z końmi) i stwierdziłam ,że znalazłam całkiem niezłą pracę. Aczkolwiek nie jest to praca moich marzeń, bo nie jest związana z końmi. Ale jest dobrze płatna :) Budowlaniec.....
Zastanawiam się nad tą pracą lecz uważam, że to nie dla mnie... :(
Jak kto lubi.
Zawsze jeszcze pozostaje wygrać milion w lotto ;)

Sobotnia jazda

Marcelina i Maja się rozchorowały i musiałam mieć jazdę tylko z Isią :( Martwiłam się o nie, w końcu to moje przyjaciółki <3
Gdy przyjechała do stajni poszłam z Isią do pani Kasi i zapytałyśmy się na jakich koniach jeździmy. Powiedziała, że możemy wybrać, więc ja jwybarałam   Czakrama ( tak w sumie to jego chciałabym mieć na tej szkółce) , a Isia Soraye. Nie musiałyśmy ich siodłać bo były już osiodłane. Wsiadłam na Czakrama i zaczęłyśmy stępować... potem był kłus a na końcu galop. Angelika, która była wtedy w stajni nagrała jak galopuje i niedługo wstawie ten filmik to zobaczycie :) Było całkiem spoko :)

/Luśka

Drugi trening

Mam nadzieję że uda mi sie ż Oliwą przekonać pana Bartka żebyśmy mogły mieć innego konia.Jak już Marcyśka napisała, nie jestem szczęśliwa że mam przydzieloną Soraye. Wolałabym jakiegokolwiek konia byleby nie ją... To niej jest tak że jej nie lubię. Ale nie chce jej mieć gdyż lubię ją najmniej ze wszystkich koni w całej stajni.
Mam nadzieję że uda mi się z Oliwą wybłagać pana Bartka. Marcyśka jest kochana <3 Powiedziała , że jeśli nam się inie uda to ona go poprosi.
To się nazywa prawdziwa przyjaciółka <3333333

Pierwszy terning

Jako jedyna jeździłam w kamizelce :( Masakra. Pan Bartek przydzielił mi konia , którego nie lubie :( Nic więcej nie zapadło mi tak w pamięć więc nie będe pisać :(

Jazda na Adrianie-ogierze :)


Marcyśka i ja miałyśmy jechać do stajni bardzo wcześnie rano, aby pojeździć na ogierze o imieniu Adrian.Jazda musiała być o 8.00, bo Adrian nie rozróżnia klaczy i wałachów i chce kryć co popadnie, masakra.Ale wracajmy do jazdy... Byłam już ubrana i czekałam na mame Marcyśki która miała nas zawieźć.W końcu zadzwonił telefon, była to mama Marcyśki, odebrałam.Okazało się, że Marcyśka zachorowała i nie pojedzie, było mi strasznie przykro :( Ale i tak pojechałam.
Razem z panią Kasią osiodłałyśmy go i zaprowadziłyśmy do namiotu.Tam zaczęła się jazda...Najpierw stępowałam i robiłam różnego rodzaju wolty. potem był kłus :) Był bardzo wygodny i przyjemny. Po jakimś czasie kłusowania pojechałam jedno okrążenie galopem, potem przeszłam do kłusa i najechałam na drążki, powturzyłam to jeszcze dwa razy i znowu ruszyłam galopem. Próbowałam go zmusić (nie wiem jak to inaczej określić) aby galopował mi w miejscu, ale niezbyt mi wychodziło.Spróbowałam to samo tylko z kłusem.Też tak niezbyt szło.Ruszyłam galopem i najechałam kilkakrotnie na drążek, który  przeskoczyłam.
Po jeździe zrobiłam sobie kilka zdjęć, których niestety wam nie pokażę bo zgubił mi się kabelek od telefonu :(
BYŁO SUPER!!!

/Luśka

niedziela, 4 maja 2014

Przyszłość związana z końmi?

No właśnie. Czy moja przyszłość będzie związana z końmi? Bardzo bym chciała. Jednak, nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Jest bardzo dużo zawodów związanych z końmi, ze zwierzętami, jednak w każdym coś mi nie pasuje...

Weterynarz.
Dlaczego nie?
Nie jestem w stanie patrzeć nawet na własne skaleczenie, a co dopiero na powarzną ranę jakiegoś zwierzęcia. Nie byłabym w stanie zrobić żadnej operacji. Lusia twierdzi, że weterynarz nie musi tego robić. Ale nie oszukujmy się - kto kogoś takiego zatrudni? A nawet jeśli, to dużo w ten sposób nie da się zarobić.

Stajenny
Myślę, że to jedna z przyjemniejszych prac związanych z końmi. Może poza sprzątaniem boksów. Ale ogólnie to chyba jest okej. Cały dzień w stajni, karmienie koni, wyprowadzanie i sprowadzanie z pastwiska. Chyba nie trzeba kończyć żadnych studiów. Jedyna wada - niskie zarobki. A ja marzę o własnym koniu, treningach i zawodach.

Instruktor
Kiedyś o tym myślałam, ale doszłam do wniosku, że to zbyt odpowiedzialne. I frustrujące. Naprawdę podziwiam panią Kasię i pana Bartka, że jeszcze mnie nie zabili.

Hipoterapeuta 
to osoba prowadząca jazdy pod katem rehabilitacji. Są specjalne kursy dla osób chcących się tym zająć.
No, w sumie tą opcję jeszcze można rozważyć. Jednak wydaje mi się, że mam za mało cierpliwości do tej pracy. Chyba trzeba skończyć fizykoterapię na AWF, ale nie jestem pewna.

Zawodnik
Tak, to jest moje wymarzona praca! Jednak nigdy nie wiadomo, czy kariera sportowa się uda.

Najlepsza opcja?
Znaleźć męża milionera, który kupi mi konie i wynajmie trenera, będzie płacil za wszystkie zawody. Potem okaże się że jestem mistrzem świata we wszystkich dyscyplinach i zarobię miliony. I kupię stajnię, jeszcze więcej koni... No, szkoda, że to nie realne.

Możliwa opcja
Skończę dziennikarstwo, będę pisać do kilku gazet jeździeckich, chodzić na dużo końskich imprez i posać z nich reportaże. Ale na studiach będę dużo trenować, więc w międzyczasie będę jeszcze startować w mało prestiżowych zawodach.

Najbardziej prawdopodobna opcja
Skończę na kasie w McDonaldzie.


czwartek, 1 maja 2014

:(

"Super"... :( Miałyśmy mieć dzisiaj jazdę na Adrianie - ogierze. Strasznie się cieszyłam, a jestem chora... :( Więc Luśka jeździ sobie na Adrianie, a ja siedzę w domu :(

Nieplanowany dzień w stadninie

Dzisiaj znowu spędziłyśmy mnóstwo czasu w stajni. Właściwie, to miałyśmy przyjechać tylko na chwilę, bo mama Lusi miała jazdę. Ale tak się jakoś złożyło, że zostałyśmy do osiemnastej :)

Jak tylko przyjechałyśmy, to zaczęłyśmy czyścić Burego i go siodłać. Zaraz potem miałyśmy siodłać Mitrę, Miłą i Sorayę. Ale pomagały nam Julka i Blanka, czyli były cztery osoby do czterech koni, które nie sprawiają większych problemów przy czyszczeniu. Więc ja zabrałam się za Natana. Wyprowadziłam go z boksu, wyczyściłam, wyczesałam i poszłam spytać pana Bartka, czy mogę wziąść Natka na spacer. Zgodził się. Pobiegłam po Natana, odwiązałam go i ruszyliśmy w kierunku pastwisk. Był bardzo grzeczny, jak nie Natan :)

Kiedy wróciliśmy, okazało się, że możemy umyć Chatkę. Ucieszyłyśmy się, bo już kiedyś planowałyśmy to zrobić, ale było za zimno. Sprowadziłyśmy ją z pastwiska, udało nam się przetrwać ataki Łasego. Zawsze wariuje (i to dosłownie), kiedy Chatka gdzieś idzie. To pewnie dlatego, że jak miał jeden dzień, to stracił matkę, a Chatka go "adoptowała".

Chatka

Nie sądziłam, że to możliwe, ale myłyśmy Chatkę przez ponad dwie godziny. W pięć osób! Była strasznie brudna. Teraz wygląda o wiele lepiej. Ale kiedy tylko będziemy mieć okazję, to będziemy ją czyścić. Jest trochę zaniedbana, bo nikt już na niej nie jeździ. W innej stadninie pewnie już dawno oddaliby ją do rzeźni...

Kiedy była już umyta, wypuściłyśmy ją na pastwisko, a ona zaczęła... galopować i strzelać barany! Chyba była naprawdę szczęśliwa :) Nigdy nie widziałam, żeby miała w sobie tyle życia!

Umyłyśmy też Tajsona, ale zajęło nam to znacznie mniej czasu. 




Po myciu koni zjadłyśmy pizzę, którą zamówiła dla nas mama Luśki, jak wyjeżdżała ze stadniny. Kiedy spokojnie sobie jadłyśmy i nikomy nie robilyśmy krzywdy, pan Bartek wpadł na cudowny pomysł oblania nas wodą z węża -.- Jednak postanowiłyśmy się zemścić. Pobiegłyśmy do stajni, wzięłam wiadro, Luśka i Julka nalały do niego wody. Kiedy było pełne, wyszłam ze stajni i schowałam się za Gordonem. Kiedy pan Bartek przechodził obok, wszystko na niego wylałam. I pojechał taki mokry w teren :3

Potem wyprowadziłyśmy jeszcze Natana na pastwisko i po jakimś czasie sprowadziłyśmy go. Ja jego, a Lusia Chatkę.

No i wróciłyśmy do domu. Miałam ambitne plany, aby się czegoś pouczyć, jednak ich nie zrealizowałam, tylko zaczęłam słuchać muzyki. No, niestety dzisiaj Michael Jackson wygrał z geografią...

Szkółka - 28 kwietnia

W poniedziałek, jak już wcześniej pisałam, była szkółka. Wszystkie jeszcze nie do końca wiedziałyśmy na czym to będzie polegało.

Miałyśmy być w stajni o 18. Kiedy wysiadłam z samochodu, od razu spotkałam Luśkę, Maję i Angelikę. Jakiś czas później przyszła Oliwa.

Po 18 wszyscy spotkaliśmy się w altance. Pan Bartek powiedział nam tak mniej więcej na czym to wszystko będzie polegało. Będziemy się uczyć naturala, będziemy ćwiczyć kadryl (może na kantarkach), możliwe, że zrobimy coś z woltyżerki...

Na razie mieliśmy się dobrać parami i wybrać konia dla każdej pary. Razem z Angeliką wzięłyśmy Natana. No bo jakiego innego konia mogłam wybrać? :) Lusia z Oliwą stwierdziły, że nie wiedzą jakiego chcą konia, więc pan Bartek dał im Sorayę. Luśka nie jest z tego powodu szczęśliwa.

Wyczyściliśmy konie i poszliśmy z nimi na ujeżdżalnię. Tam robiliśmy różne naturalne rzeczy. Najpierw cofanie, potem obracanie głowy. Po tym lonżowaliśmy konie. Ja lonżowałam Angelikę, a ona mnie, śmiesznie było :D No i strasznie głupio się czułam na lonży ;)