Planowałyśmy spędzić całą sobotę w stadninie. Umówiłyśmy się o 9:30 pod domem Lusi. Pojechałyśmy na rowerach. Na miejscu byłyśmy po dziesiątej, bo straciłyśmy trochę czasu w sklepie, kupując bardzo zdrowe... gorące kubki ;)
Kiedy przyjechałyśmy, zabrałyśmy się za naszą półkę w siodlarni, w której ledwo się mieścimy. Kiedy cokolwiek się z niej wyjmuje, trzeba na nowo wszystko układać. Mamy tam trzy toczki, trzy kamizelki, dwie albo trzy pary czapsów, dwa zestawy szczotek, dwa kantary, dwa uwiązy, czaprak, szczotkę do włosów, ładowarkę do telefonu, czyste koszulki... :)
Później miałyśmy trochę pobiegać z Natanem po ujeżdżalni, ale nie wykazywał współpracy, jak to fajnie określiła Luśka.
Potem jeszcze układałyśmy szczotki i uwiązy i poszłyśmy zjeść najzdrowszy posiłek świata - gorący kubek :)
Na lekcji jeździłam na Pionierze (drugi raz w życiu) i szło nam znacznie lepiej niż tydzień wcześniej. Nawet udało się trochę pogalopować (później wstawię film, jak Angelika mi go prześle i jak nie wyglądam na nim bardzo głupio...). Pionier jest fajny, strasznie go lubię :) Ale i tak Natan zawsze będzie na pierwszym miejscu ;)
Jak już piszę o Natanie, to po jeździe sprowadzałam go z pastwiska. W nowym kantarku :)
Jeszcze zanim sprowadziłyśmy konie, to ja i Maja Waleczna zamówiłyśmy pizzę. Przywieźli ją akurat wtedy, kiedy skończyłyśmy z odprowadzaniem koni.
Po jedzeniu nie robiłyśmy już nic szczególnego (albo robiłyśmy, ale ja nie pamiętam...).
W domu byłam około 19:20 :)
Więc praktycznie cały dzień w stajni.
Dzisiaj byłyśmy trochę krócej.
Ja jeździłam na Sorai, Luśka na Czakramie, a Maja Waleczna na Mitrze.
Mam film, ale nie mogę go dodać, nie wiem czemu...
Po jeździe robiłam duuuużo zdjęć. Kiedy skończyłam, wykopystkowałyśmy Łotra i zabrałyśmy Burego na ujeżdżalnię, żeby z nim pobiegać. Też nie chciał współpracować, ale dałyśmy radę. Potem dałyśmy go na pastwisko do Sorai.
No i nic więcej ciekawego się nie wydarzyło :)
Kocham takie weekendy jak ten <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz