czwartek, 21 sierpnia 2014

Powroty :)

Wiecie, długa przerwa czasem jest bardzo potrzebna. Tak się jakoś złożyło, że około miesiąca nie jeździłam na Natanie. Najpierw pojechałam do stadniny w Kierzbuniu (tam zdałam BOJ), potem kilka dni byłam w domu, ale to było w okresie kiedy Natan nie chodził, więc nie mogłam na niego wsiąść bo pewnie szybko by się mnie pozbył... Dwa ostatnie tygodnie spędziłam u babci. Wczoraj wróciłam, a dzisiaj wreszcie pojeździłam na Natku :)

Przyszłyśmy z Lusią pół godziny przed jazdą. Kiedy szłyśmy do siodlarni, modliłam się, żeby Natan miał wreszcie inne siodło. Jednak niestety - na wieszaku wisiało ciężkie, znienawidzone przeze mnie siodło westernowe. Niechętnie je z niego wzięłam i poszłam po Natka.

Kiedy byłam koło boksu, Natuś od razu do mnie podszedł. Wyciągnęłam go, Luśka w tym czasie pilnowała, żeby Mitra i Miła nie uciekły. Nie wiem czy kiedyś o tym wspominałam, ale kiedy wyprowadzam go z boksu, to prawie zawsze rzuca się na lodówkę (czy coś w tym stylu) z owsem. Ale dzisiaj tego nie zrobił, był naprawdę bardzo grzeczny :)

Wyczyściłam i osiodłałam go bez problemu, milion razy całując i przytulając go przy tym. Poszłam do stajni obok (siodłałyśmy konie w stajniach, bo padało), do Luśki, pomogłam jej z Łotrem. Dość długo go czyściła, bo był znacznie brudniejszy od Natka. Szybko skończyłyśmy i poszłyśmy na ujeżdżalnię.

Tego dnia miałyśmy mieć jazdę z panią Kasią, ale jej nie było. Zamiast tego jeździłyśmy z inną instruktorką, Martą. Było super! Natan od samego początku był wyjątkowo współpracujący, i dobrze reagował na wszystkie sygnały. Udało nam się iść strasznie szybkim stępem, mimo to, że on zazwyczaj strasznie się wlecze (ale i tak go kocham) =). Wychodziły nam bardzo ładne wolty, i udało nam się bardzo dobrze kontrolować tempo.

W galopie Robiłyśmy takie ćwiczenie... Ciężko będzie mi to opisać ;) Były dwa drążki, dość daleko od siebie i raz miałyśmy wcisnąć między nimi dwa foule, a raz trzy. Robiłam to pierwszy raz w życiu, ale Natan naprawdę bardzo się starał. Strasznie długo dzisiaj galopowaliśmy. Nigdy w życiu nie galopowałam tyle na Natanie. Zazwyczaj już po kilku okrążeniach się irytował i próbował mnie zrzucić, a dzisiaj cały czas szedł bardzo ładnie. Dopiero pod koniec zaczął się buntować, ale był tak cudowny, że mogę mu to wybaczyć :)

Może to dlatego, że dzisiaj robiliśmy coś innego, nowego i się nie nudził? Nie wiem. Ale było cuuuuudownie <3

Wydaje mi się, że dobrze nam zrobiła taka długa przerwa (mimo to, że byłam załamana i stęskniona, nie wiem jak on), odpoczęliśmy od siebie i od razu cudownie nam się razem pracowało :)

To była bardzo udana jazda!

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wspaniały teren!!!!!


W sobotę byłam z moją mamą w terenie, ona była pierwszy raz :) Była jeszcze z nami ciocia Madzia (Koleżanka mamy). Mama jechała na Burym, ciocia na Łotrze, a ja na Mitrze ;) Pojechaliśmy do lasu, przejeżdżaliśmy po łąkach i leśnych ścieżkach. Obyło się bez żadnych specjalnych wrażeń.... po za tym że pod koniec Bury podjechał za blisko Mitry i ona strzeliła wielkiego barana w jego stronę i pogalopował 3 kroki, a Bury w tym czasie podskoczył unikając kopnięcia.Było całkiem fajnie.Po wyprawie do lasu rozsiodłałyśmy konie. Następnie mama i ciocia zjadły w nowo postawionej przyczepie z żywnością pstrąga z ziemniakami, a ja w tym czasie wypiłam "lemoniadę podskalańską'' :)

wtorek, 5 sierpnia 2014

Wakacje mijają



Przepraszam ,że tak długo sie nie odzywałam ale gdy są wakacje rzadko korzystam z komputera ,bo mam wiele innych lepszych rzeczy do roboty.Byłam na warsztatach końskich ,a potem pojechałam nad morze.Gdy wróciłam znad morza poszłanm jeszcze na dwa dni warsztatów i nocleg (o noclegu opowiem w następnym poście). Przedwczoraj wróciłam od koleżanki która mieszka w Zakopanem, a teraz siedze w domu.Dzisiaj spotkam się z Marcyską i pójdzimy razem na konie <3 Wakacje całkiem nieźle mijają :)




A tu słodki obrazek dla Was:
                                                 Nie ma to jak sztuka zaufania <3

Upiorna noc w stadninie :)

Dzień przed noclegiem spała u mnie Marcyśka. Rano wstałyśmy,ubrałyśmy się i zjadłyśmy śniadanie.Przyjechała po nas mama Marceliny i pojechałyśmy.Dzień był całkiem zwyczajny, czytalismy sobie straszne historie i rozmawialiśmy. Gdy nadszedł zmrok poszliśmy do altanki zanieśc swoje rzeczy i rozłożyć się. Spaliśmy wszyscy w jednym pokoju nad altanką.Najpierw czytaliśmy sobie w kręgu wszyscy straszne historie, a pan Bartek nas straszył.Zrobił nam idealny nastrój do czytania, wykręcił połowe żarówek.Poza altanką było widać tylko ciemność i w tym oto nastroju odbywały się mroczne sceny.Siedzieliśmy wszyscy z przerażenia przytuleni do siebie XD .Pan Bartek powiedział nam że opowie nam potem tak straszną historie że nie zaśniemy buuuuuuuuhahahahaaaaa.Potem o 3 w nocy, gdy wszyscy spali, z wyjątkiem nas pani Kasi i pana Bartka poszłam z Miłoszem (kolegą),Zuzą (koleżanką) i Marcyśką do toalety,która była jakieś 50 metrów od altanki.Gdy wrócilismy zapytaliśmy pana Bartka czy opowie nam tą historie.On powiedział, że ponieważ jestesmy starsi to nam opowie :) Ale nie możemy zdradzić jej nikomu ponieważ zabroniono nam.Przy jej słuchaniu towarzyszyły nam różne upiorne dźwięki dobiegające z lasu obok, którego się znajdowaliśmy, było strasznie.To była najlepsza noc jaką przeżyłam :)

Brązowa odznaka jeździecka

Nie pisałam od bardzo długiego czasu. Kompletnie nie miałam czasu, żeby zajmować się blogiem, bo byłam zajęta czymś zupełnie innym - przygotowywałam się do egzaminu na brązową odznakę jeździecką. Oprócz warsztatów w stadninie miałam jeszcze treningi (musiałam być w stajni o 7!), a kiedy po 17-18 wracałam do domu to uczyłam się teorii. 345 pytań.

Zdawałam egzamin na Mazurach, w Kierzbuniu. Duża stajnia, około 90 koni. Poznałam tak drugiego najcudowniejszego konia (po Natanie oczywiście) na świecie - Haryzmę*! Wspaniale nam się współpracowało.

Byłam w Kierzbuniu przez tydzień. Codziennie miałam trening do odznaki, i jedną jazdę oprócz tego. Ostatniego dnia, czyli wczoraj, skakaliśmy crossowe przeszkody :D

Tu kilka zdjęć z treningów:
     
     

     









Teraz kilka słów o tym, jak wyglądał dzień egzaminu.

Obudziłam się około siódmej, żeby na spokojnie się przygotować. Śniadanie było o dziewiątej. Szybko je zjadłam, i od razu pobiegłam do pokoju, żeby się przebrać. Założyłam białe bryczesy i uświadomiłam sobie, że nie ma szans, abym ich nie ubrudziła czyszcząc konia. Tak samo z białą koszulką. Założyłam więc na siebie jeszcze dżinsową koszulę, a na nogi takie specjalne ochraniacze (nie mam pojęcia jak to nazwać) przeciwdeszczowe, do jazdy w terenie. Sięgały mniej więcej do czapsów, więc bryczesów nawet nie było widać. Dwadzieścia po dziewiątej byłam już w stajni i czyściłam Haryzmę. Miałyśmy być gotowe dopiero na dziesiątą, a jej czyszczenie zazwyczaj zajmowało mi kilka minut. Jednak chciałam, aby wyglądała idealnie. Poza tym pierwsza część egzaminu to opieka stajenna. Sprawdzają czy koń jest czysty. Haryzma zdecydowanie była :) Kazali mi jeszcze podnieść dwie nogi i założyć siodło. No i opiekę stajenną zaliczyłam :)

Następne było ujeżdżenie. Wszyscy poszliśmy na halę, kilka osób rozprężało konie. Ja na szczęście nie musiałam się tym przejmować, bo na Haryzmie jechała jeszcze dziewczyna zdająca srebro, i ona się tym zajęła.
Najpierw ujeżdżenie jechali zdający na srebro (3 osoby). W sumie jechałam jako szósta. Zaczęłam się stresować, kiedy okazało się, że z osób jadących przedemną zdały tylko dwie. Jednak kiedy wsiadłam na konia, skupiłam się tylko i wyłącznie na nim. Część ujeżdżeniową zaliczyłam bez problemu. Ale ponad połowa osób nie zdała.

Od razu poszłam na plac, gdzie mieliśmy zdawać skoki. Wzięłam jeszcze Haryzmę na rozprężalnię i trochę poskakałyśmy. Szło nam dobrze, więc poszłyśmy zaliczać część skokową. Poszło bez problemu. Potem już kompletnie się nie stresowałam i szybko zaliczyłam teorię.

Tutaj film z egzaminu:





-------------------------------------------------------------------------
*Dla osób, które mają z tym jakiś problem (tak jak mój tata...) - ten koń ma na imię Haryzma, przez samo "H", nie zrobiłam tutaj błędu. Zazwyczaj, kiedy koń się rodzi, to dostaje imię na taką samą literę jak imię matki. Matka Haryzmy to Harmonia.